Reklama
Rozwiń

Chiński trop

Autorski przegląd prasy Dziś nie o tragedii, nie o żałobie, ale o gospodarce.

Publikacja: 15.04.2010 11:45

„Dziennik Gazeta Prawna" donosi, że dilerzy samochodów zaczynają wyprzedawać salony i wychodzić z biznesu, bo Polacy nie chcą kupować nowych aut. Problem w tym, że... nic na to nie wskazuje. – Kilkudziesięciu właścicieli punktów dilerskich w całym kraju jest zainteresowanych ich sprzedażą – mówi „DGP" jeden z rozmówców. W Polsce jest ich prawie tysiąc. To oznacza, że rotacja jest, ale wcale nie porażająca – rzędu kilku, a kto wie, może nawet niewiele ponad procenta. To dość niewielka skala.

Poparciem tezy jest też ankieta wśród dilerów, którzy narzekają na rentowność swojego biznesu. Niewiele jest branż, które w ostatnich latach, w okresie spowolnienia, na swoją rentowność nie narzeka. Tym bardziej w kraju, w którym narzekanie jest narodową specjalnością.

Jeśli nie będzie wyboru samochodów, pozostają pociągi. Ale i tu też nie jest wesoło. Jeszcze w tym roku Ministerstwo Infrastruktury chce wprowadzić tzw. opłatę dworcową, doliczaną do cen biletów, z której wpływy miałyby pójść na remonty dworców – przypomina „DGP". Mówiąc prosto z mostu – to głupi pomysł.

Ludzie jeżdżą pociągami bo są tanie lub nie mają innego wyboru. Kiedy nie są tanie nimi nie jeżdżą, a wyboru jest coraz więcej. Odkąd w ciągu ostatnich kilkunastu lat PKP zlikwidowała setki połączeń, w całej Polsce zastąpiły je setki prywatnych połączeń niedużymi busami. Samochodów też znacząco przybyło. Co da podwyższanie ceny? Odchodzenie klientów. A ich odejście to niższe przychody, które można było przeznaczyć na... remonty dworców.

Nawet jeśli przyjąć, że przy PKP pozostali już tylko ci wierni z najwierniejszych, którzy chcą jeździć pociągami, bo je kochają i cena nie gra dla nich roli, to oznacza tylko, że PKP wykończyło sobie biznes i niedługo może zwijać interes.

Pozostaje jeszcze sama idea opłaty. Wprowadzenie przed laty opłaty w paliwie na remonty dróg, pokazało, że problemem nie jest samo jej nałożenie czy ściągnięcie, ale późniejsza redystrybucja. Ze słynnej opłaty drogowej niewiele trafiało na drogi, a wiele na inne rzeczy, na które państwo nie miało pieniędzy. I dotąd tak jest. Z opłatą dworcową po pewnym czasie może być podobnie.

Pozostając w tematach komunikacyjnych. Przychodzi taka pora roku, gdy wszystkie gazety z pewną powtarzalnością piszą ten sam tekst. Jego immanentną częścią jest zdanie: „W wakacje za 1 litr benzyny możemy płacić 5 zł". To akurat pochodzi z dzisiejszej „Gazety Wyborczej". I tu znów natykamy się na znany problem. Gdyby nie podatki olej napędowy byłby tańszy. W tym roku podniesiono trzykrotnie opłatę paliwową – z 9 do 25 gr na litrze. Ten podatek do akurat efekt dyrektywy unijnej. Ale ani Bruksela, ani nasz rodzimy rząd nie obronią nas przed drogą benzyną. Pomóc mogą tylko Chińczycy. To szybki rozwój ich gospodarki, która zasysa surowce z całego świata, zwiększa nasze rachunki za paliwo. Z psychologicznego punktu widzenia to bardzo dobrze, gdy winowajca jest daleko, jest poza naszym zasięgiem i ma przewagę liczebną. Łatwiej o spokój przy dystrybutorze.

„Dziennik Gazeta Prawna" donosi, że dilerzy samochodów zaczynają wyprzedawać salony i wychodzić z biznesu, bo Polacy nie chcą kupować nowych aut. Problem w tym, że... nic na to nie wskazuje. – Kilkudziesięciu właścicieli punktów dilerskich w całym kraju jest zainteresowanych ich sprzedażą – mówi „DGP" jeden z rozmówców. W Polsce jest ich prawie tysiąc. To oznacza, że rotacja jest, ale wcale nie porażająca – rzędu kilku, a kto wie, może nawet niewiele ponad procenta. To dość niewielka skala.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Wielki zakład Europy o Indie
Opinie Ekonomiczne
Unia Europejska a Chiny: pomiędzy współpracą, konkurencją i rywalizacją
Opinie Ekonomiczne
Eksperci: hutnictwo stali jest wyjątkiem od piastowskiej doktryny premiera Tuska
Opinie Ekonomiczne
Joanna Pandera: „Jezioro damy tu”, czyli energetyka w rekonstrukcji
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Big tech ma narodowość i twarz Donalda Trumpa