Ekonomiści spodziewają się, że w kolejnych miesiącach ceny konsumpcyjne nadal będą rosły coraz wolniej. To jest asumpt do tego, by RPP obniżyła jeszcze raz, albo dwa stopy procentowe.

Dla analityków ważne jest, czy zdecydujemy się pieniądze wydawać (niższe stopy procentowe to niższe oprocentowanie depozytów, więc większa pokusa wydawania pieniędzy niż ich oszczędzaniem) bo to pozytywnie wpływa na konsumpcję, a ta między innymi na zwiększenie produkcji i na wzrost gospodarczy. Ale na tym pozytywnym kole zamachowym lepszego jutra jest rysa. Ceny żywności (najbardziej dokuczliwie odczuwane na co dzień przez konsumentów) rosną szybciej niż na przykład ceny świadczeń lekarskich, biletów do kina, czy odzieży. Jeśli przeciętnie ceny wszystkich produktów konsumpcyjnych wzrosły w zeszłym roku o 3,7 proc., to żywności - o 4,3 proc.

Podobnie niestety ma być w tym roku. Według mediany szacunków ekonomistów wszystkie ceny konsumpcyjne wzrosnąć mają w ciągu roku o 2,1 proc. A specjaliści zajmujący się rynkiem spożywczym i rolnym szacują, że żywność może być pod w grudniu droższa o 2,5-3 proc. Oznacza to, że dla wielu osób rok może być znowu trudny. W zeszłym roku najprawdopodobniej pensje w całej gospodarce realnie nie wzrosły, lub co gorzej - nawet spadły. W tym roku podwyżki płac raczej również będą dobrem rzadkim i luksusowym. Dobrze więc, że inflację w dół spychać będę koszty utrzymania mieszkań ( głównie dzięki cenom energii), a szkoda, że nie będzie to żywność. Jeśli ceny żywności będą znacząco szybciej rosły niż pozostałe, to po kilku latach wysokiej inflacji i niskiego wzrostu płac możemy spodziewać się większej presji płacowej, czyli większych oczekiwań pracowników w sprawie podwyżek.