Wprawdzie surowiec do Europy jeszcze nie płynie, jednak Moskwa i Kijów doszły do porozumienia, które dziś ma przybrać formę umowy między państwowymi koncernami Gazpromem i Naftogazem. To pozwoli odkręcić zawory po obu stronach granicy.
Kto wygrał, na razie trudno ocenić, bo szczegóły porozumienia między Julią Tymoszenko a Władimirem Putinem nie są znane, a premierzy jak ognia unikają podawania jakichkolwiek konkretów. Łatwo natomiast wskazać tego, kto przegrał – to Unia Europejska.
Wspólnota bezwstydnie obnażyła swoją słabość. Choć to ona najbardziej ucierpiała na eskalacji konfliktu, nie potrafiła zrobić nic, aby go zakończyć. Nie pomogły wizyty premiera Czech w Kijowie i Moskwie. Misja unijnych obserwatorów stała się farsą, zanim na dobre się rozpoczęła. W przypływie histerycznej emocji Bruksela zaczęła grozić rewizją stosunków z Moskwą i Kijowem, ale kto miałby się tym przejąć? Rosja, która od dawna wie, że Unii nie trzeba się bać bardziej niż wypchanego lwa? A może Ukraina, wobec której Zachód na własne życzenie pozbawił się najważniejszych środków nacisku, odmawiając jej jakichkolwiek realnych perspektyw członkostwa w UE i NATO?
Aspirująca do roli arbitra Unia okazała się piłką szmacianką bezlitośnie kopaną przez obu rywali. Dobrze, że ten mecz mamy już za sobą.
[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/18/lukasz-rucinski-bezradna-europa-tupie-nozka/]skomentuj na blogu[/link][/b]