Niestety, kryzys dialogu społecznego ma szerszy zasięg, wykraczający poza Radę Dialogu Społecznego i obejmuje wszystkich jego uczestników, czyli rząd, związki zawodowe i pracodawców. Obserwujemy obecnie kryzys dialogu na wszystkich jego szczeblach – począwszy od poziomu krajowego, poprzez poziom branżowy, aż po ten najważniejszy – poziom firm. Dialog staje się zużytą i wyczerpaną formułą, a zamiast rozmowy i współpracy wybierane jest samowładztwo. Ci, którzy powinni dzielić się władzą, co wynika z obowiązujących przepisów, zawłaszczają ją dla siebie, będąc przekonani o swojej nieomylności co do potrzeb innych. Liczy się szybkość, a nie jakość decyzji, która wymaga głębszego namysłu i konsultacji z innymi. Kolejny raz obserwujemy zjawisko bycia ponad prawem tych, którzy podobnie jak ich poprzednicy są przekonani, że działają w interesie społecznym.
Rozpocznę od Rady Dialogu Społecznego, stanowiącej zgodnie z ustawą forum dialogu w celu zapewnienia warunków rozwoju społeczno-gospodarczego oraz zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki i spójności społecznej. Zgodnie z przepisami „przygotowywane przez Radę Ministrów oraz jej członków Wieloletni Plan Finansowy Państwa, projekty założeń projektów ustaw, projekty aktów prawnych, projekty strategii, projekty programów oraz projekty innych dokumentów rządowych dotyczących planowanych działań Rady Ministrów w sprawach, są kierowane do opinii strony pracowników i strony pracodawców Rady". Tyle ustawa. A jaka jest rzeczywistość?
Bez konsultacji i na już
Rządzący wybrali drogę tworzenia prawa bez potrzeby konsultacji. Zamiast pytać partnerów społecznych o ich opinię, decydują się na inicjatywę poselską. Te wnioski wymagają wyłącznie większości parlamentarnej. Są proste i szybkie w uchwaleniu. A taka jest potrzeba chwili. Rząd potrzebuje zmiany na już.
Najbardziej jaskrawy przykład łamania wszelkich zasad dialogu z partnerami społecznymi w zakresie tworzenia ustaw dotyczy święta państwowego 12 listopada i związanego z nim zakazu handlu. Idea zmiany zrodziła się podczas zjazdu ogólnokrajowej organizacji związkowej, a następnie została przekazana parlamentarzystom. Było na pewno szybko, tyle że oczywiście niezgodnie z zasadami poprawnej legislacji. Twórcy mogli się wprawdzie poszczycić konsultacją społeczną, jednak ograniczoną do wybranej reprezentacji „świata pracy". W uzasadnieniu ustawy mogliśmy przeczytać, iż „projekt wywołuje pozytywne skutki społeczne". Zapewne dla tych, którzy nie są przedsiębiorcami.
Rząd wielokrotnie pokazał, że nie jest zainteresowany szerszą konsultacją społeczną, ograniczając ją zasadniczo do najważniejszego obecnie związku zawodowego. W ocenie decydentów nie ma potrzeby omawiania ważnych kwestii na posiedzeniu RDS, kiedy zostały one już uzgodnione z najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem „świata pracy". Pomija się przy tym nie tylko potrzeby pracodawców, ale także pozostałych central związkowych. Dialog krajowy jest niezwykle trudny w momencie, kiedy związki zawodowe starają się narzucić własne rozwiązania, nierzadko lekceważąc pozostałych partnerów w dyskusji. Dobitnym tego przykładem jest zmiana ustawy o związkach zawodowych. Niewiele uwag przekazywanych przez pracodawców zostało uwzględnionych. Szkoda, bo niebawem może się okazać, że ustawa wymaga zmian, i to właśnie tych, które sugerowali przedsiębiorcy.