O kryzysie dialogu społecznego

Społeczna gospodarka rynkowa – jak głosi Konstytucja RP – opiera się na współpracy i dialogu partnerów społecznych. Powstanie Rady Dialogu Społecznego przed trzema laty miało być początkiem budowania nowego jakościowo dialogu. Szczytne hasła zapisane w konstytucji i ustawach niewiele jednak znaczą, jeśli nic z nich nie wynika.

Publikacja: 03.01.2019 20:00

O kryzysie dialogu społecznego

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Niestety, kryzys dialogu społecznego ma szerszy zasięg, wykraczający poza Radę Dialogu Społecznego i obejmuje wszystkich jego uczestników, czyli rząd, związki zawodowe i pracodawców. Obserwujemy obecnie kryzys dialogu na wszystkich jego szczeblach – począwszy od poziomu krajowego, poprzez poziom branżowy, aż po ten najważniejszy – poziom firm. Dialog staje się zużytą i wyczerpaną formułą, a zamiast rozmowy i współpracy wybierane jest samowładztwo. Ci, którzy powinni dzielić się władzą, co wynika z obowiązujących przepisów, zawłaszczają ją dla siebie, będąc przekonani o swojej nieomylności co do potrzeb innych. Liczy się szybkość, a nie jakość decyzji, która wymaga głębszego namysłu i konsultacji z innymi. Kolejny raz obserwujemy zjawisko bycia ponad prawem tych, którzy podobnie jak ich poprzednicy są przekonani, że działają w interesie społecznym.

Rozpocznę od Rady Dialogu Społecznego, stanowiącej zgodnie z ustawą forum dialogu w celu zapewnienia warunków rozwoju społeczno-gospodarczego oraz zwiększenia konkurencyjności polskiej gospodarki i spójności społecznej. Zgodnie z przepisami „przygotowywane przez Radę Ministrów oraz jej członków Wieloletni Plan Finansowy Państwa, projekty założeń projektów ustaw, projekty aktów prawnych, projekty strategii, projekty programów oraz projekty innych dokumentów rządowych dotyczących planowanych działań Rady Ministrów w sprawach, są kierowane do opinii strony pracowników i strony pracodawców Rady". Tyle ustawa. A jaka jest rzeczywistość?

Bez konsultacji i na już

Rządzący wybrali drogę tworzenia prawa bez potrzeby konsultacji. Zamiast pytać partnerów społecznych o ich opinię, decydują się na inicjatywę poselską. Te wnioski wymagają wyłącznie większości parlamentarnej. Są proste i szybkie w uchwaleniu. A taka jest potrzeba chwili. Rząd potrzebuje zmiany na już.

Najbardziej jaskrawy przykład łamania wszelkich zasad dialogu z partnerami społecznymi w zakresie tworzenia ustaw dotyczy święta państwowego 12 listopada i związanego z nim zakazu handlu. Idea zmiany zrodziła się podczas zjazdu ogólnokrajowej organizacji związkowej, a następnie została przekazana parlamentarzystom. Było na pewno szybko, tyle że oczywiście niezgodnie z zasadami poprawnej legislacji. Twórcy mogli się wprawdzie poszczycić konsultacją społeczną, jednak ograniczoną do wybranej reprezentacji „świata pracy". W uzasadnieniu ustawy mogliśmy przeczytać, iż „projekt wywołuje pozytywne skutki społeczne". Zapewne dla tych, którzy nie są przedsiębiorcami.

Rząd wielokrotnie pokazał, że nie jest zainteresowany szerszą konsultacją społeczną, ograniczając ją zasadniczo do najważniejszego obecnie związku zawodowego. W ocenie decydentów nie ma potrzeby omawiania ważnych kwestii na posiedzeniu RDS, kiedy zostały one już uzgodnione z najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem „świata pracy". Pomija się przy tym nie tylko potrzeby pracodawców, ale także pozostałych central związkowych. Dialog krajowy jest niezwykle trudny w momencie, kiedy związki zawodowe starają się narzucić własne rozwiązania, nierzadko lekceważąc pozostałych partnerów w dyskusji. Dobitnym tego przykładem jest zmiana ustawy o związkach zawodowych. Niewiele uwag przekazywanych przez pracodawców zostało uwzględnionych. Szkoda, bo niebawem może się okazać, że ustawa wymaga zmian, i to właśnie tych, które sugerowali przedsiębiorcy.

Forum dialogu stało się martwym ciałem, w którym dzieje się niewiele, a jego członkowie pozbawieni są zapału do pracy nad zmianami prawa. Związki zawodowe mają swoją ścieżkę dojścia do ustaw, organizacje pracodawców zdają się zaś już nie wierzyć w sens instytucji. Dali zresztą temu wyraz w niedawnym liście do prezydenta RP, pisząc m.in.: „Zwracamy się do Pana Prezydenta, jako patrona dialogu społecznego, o podjęcie lub skuteczne animowanie w ustaleniach z rządem konkretnych kroków przywracających odpowiednią rangę i efektywność dialogowi społecznemu". Problem jednak w tym, że sami nie korzystają z instrumentów prawnych, które daje im nowa ustawa o RDS. Oto kilka przykładów.

Wyczekiwana zmiana

Przez ponad dwa lata funkcjonowania tej instytucji nie wniesiono do Sądu Najwyższego żadnego wniosku o rozstrzygnięcie zagadnienia prawnego w związku z pojawiającymi się rozbieżnościami w wykładni prawa. Częstotliwość spotkań poszczególnych zespołów także nie napawa optymizmem, przy czym nie ma tu znaczenia, czy przewodniczącym jest przedstawiciel organizacji pracodawców, czy związków zawodowych. Tymczasem 1 stycznia weszła w życie ogromna nowelizacja ustawy o związkach zawodowych. Wydawałoby się zatem, że pracodawcom będzie zależeć na większej aktywności legislacyjnej, tak aby dostosować do zmiany pozostałe ustawy z zakresu zbiorowego prawa pracy. Szeroka wolność koalicji, dająca prawo tworzenia związków zawodowych także przez zleceniobiorców, wiąże się z przyznaniem im prawa prowadzenia sporu zbiorowego i strajku. Wstępny projekt ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych przewiduje konieczność udziału w strajku przynajmniej reprezentatywnej organizacji związkowej, a także przyznaje stronom prawo ustalenia przed sądem legalności sporu zbiorowego i strajku, wprowadzając zarazem szczególną procedurę ochronną przed dzikami strajkami. Nie muszę przekonywać, jak istotna i wyczekiwana byłaby to zmiana, szczególnie dla pracodawców. Tymczasem prace nad zmianą ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych trwają już ponad dwa lata. Fakt, materia do dyskusji jest niezwykle trudna, o czym świadczą różnice partnerów społecznych w zakresie postrzegania nowych propozycji, szczególnie zaś możliwości ustalania legalności sporu zbiorowego i strajku. Wydaje się jednak, że tempo pracy mogłoby być szybsze, tym bardziej że zespół na przestrzeni kilku ostatnich lat wielokrotnie wykazywał się bardzo dużą aktywnością i zaangażowaniem. Niestety, także niektóre ciekawe i oczekiwane pomysły dotyczące zmiany kodeksu pracy (np. dotyczące pracy domowej lub job sharingu) pozostają w zawieszeniu.

Zanik w firmach

I na koniec kilka słów o dialogu w firmach, a w zasadzie o jego zaniku. W ostatnim czasie coraz wyraźniejszy staje się szczególny sposób zarządzania, który w literaturze nazywa się stylem autokratycznym lub – prościej – siłowym. Zdarza się, że jest on stosowany przez menedżerów spółek Skarbu Państwa na tyle skutecznie, że dochodzi do ostrych konfliktów z załogą, kończących się strajkiem. Dochodzi przy tym do nowych, nieoczekiwanych zjawisk. Otóż w konflikt nie angażuje się strona rządowa, nawet gdy dotyczy to kluczowych spółek państwowych, pozostawiając tę kwestię do uzgodnienia między partnerami społecznymi. Okazuje się, że organem najbardziej aktywnym i wiodącym staje się sąd, który jednak nawet nie ocenia jego legalności, lecz działa raczej zapobiegawczo na jego rozwój, wydając postanowienia zabezpieczające zakazujące strajku. Wykorzystanie procedury cywilnej w celu zabronienia prawa do strajku budzi wątpliwości, wszak jest to jedno z praw człowieka i praw wyraźnie zapisanych w konstytucji. Jednak całkowitym zaskoczeniem jest wyrok, w którym sąd dokonujący dwukrotnego zabezpieczenia na wypadek strajku, ostatecznie dochodzi do wniosku, że nie jest legitymowany do rozstrzygania o legalności strajku, którego „na wszelki wypadek" wcześniej zakazał.

Gra partnerów

Kryzys dialogu pogłębia zróżnicowanie postaw wśród samych związków zawodowych, co wiąże się z ich upolitycznieniem. W celu osiągnięcia określonych celów związki głoszą, że występują w imieniu wszystkich zatrudnionych. W firmach bywa jednak inaczej. Tam związkowcy nie stoją po jednej stronie barykady, wyznając zasadę, że bronimy „swoich", czyli w domyśle tych, którzy płacą nam składki. Tymczasem ustawa o związkach zawodowych wprost stanowi, że w sprawach zbiorowych związki zawodowe reprezentują wszystkich pracowników, niezależnie od ich przynależności związkowej. Na razie mamy więc w firmie związki dobre i złe, opanowane i nieracjonalne, a nawet takie, które podpisują z pracodawcą nowe warunki wynagradzania, w trakcie kiedy inny związek zawodowy w tej sprawie ogłasza strajk.

Ciężko o realny dialog w sytuacji, gdy partnerzy społeczni prowadzą swoistą grę, w której prawa pracowników coraz mniej znaczą. Ustrój demokratycznego państwa opiera się na realnej współpracy, a nie pozorowanym dialogu. Brak konsultacji społecznych wcześniej czy później kończy się sprzeciwem tych, którzy czują się zlekceważeni. Z czasem coraz trudniej będzie zapanować nad konfliktem. Na nowo odzyskać zaufanie i wiarygodność. Tylko ktoś bardzo naiwny lub nierozsądny może zakładać, że obywatele nie będą egzekwować przynależnych im praw do współdecydowania.

Prof. Monika Gładoch, doradca prezydenta Pracodawców RP, kierownik Katedry Prawa Pracy Wydziału Prawa i Administracji UKSW

Niestety, kryzys dialogu społecznego ma szerszy zasięg, wykraczający poza Radę Dialogu Społecznego i obejmuje wszystkich jego uczestników, czyli rząd, związki zawodowe i pracodawców. Obserwujemy obecnie kryzys dialogu na wszystkich jego szczeblach – począwszy od poziomu krajowego, poprzez poziom branżowy, aż po ten najważniejszy – poziom firm. Dialog staje się zużytą i wyczerpaną formułą, a zamiast rozmowy i współpracy wybierane jest samowładztwo. Ci, którzy powinni dzielić się władzą, co wynika z obowiązujących przepisów, zawłaszczają ją dla siebie, będąc przekonani o swojej nieomylności co do potrzeb innych. Liczy się szybkość, a nie jakość decyzji, która wymaga głębszego namysłu i konsultacji z innymi. Kolejny raz obserwujemy zjawisko bycia ponad prawem tych, którzy podobnie jak ich poprzednicy są przekonani, że działają w interesie społecznym.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację