[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/romanski/2010/07/29/gra-rzadu-w-vat/]Skomentuj na blogu[/link][/srodtytul]
Podobnie jest z ułatwieniami dla prowadzących działalność gospodarczą. A zamiast podatku liniowego (niegdyś sztandarowe hasło Platformy Obywatelskiej) ani chybi będziemy mieli podwyżkę podatku VAT. Co prawda niewielką i co prawda – jak słyszymy – tylko na trzy lata, ale doświadczenie uczy, że prowizorki są zawsze dziwnie trwałe i trudno się z nich wycofać.
Prawda jest taka – obniżka podatków i składki rentowej, wprowadzona przez rząd Jarosława Kaczyńskiego, która do kieszeni obywateli włożyła dodatkowe pieniądze, pomogła Polsce w miarę bezpiecznie przejść przez zawirowania światowego kryzysu. Jednak moc tego rozwiązania, niewspartego reformami strukturalnymi, już się wyczerpuje, a budżet coraz gwałtowniej potrzebuje dodatkowych pieniędzy, m.in. na dopłaty do KRUS, ZUS oraz inne wydatki, które mogłyby być znacznie mniejsze, gdyby wcześniej którykolwiek rząd zabrał się do wprowadzenia niezbędnych zmian. Pech obecnego rządu polega na tym, że w pokryzysowej rzeczywistości gra na czas przestała być już możliwa.
Na rok przed wyborami parlamentarnymi jest to wyjątkowo niewygodne. Co więcej, podnoszenie podatków zawsze negatywnie odbija się na tempie rozwoju gospodarki. A to jest kwestia dla Polski kluczowa. Prawdopodobnie Polacy jakoś zniosą 23-procentową stawkę VAT, co nieco ulży budżetowi. Bo to taki podatek, który jest najmniej widoczny dla przeciętnego obywatela, choć skutki tej podwyżki odczuje on na własnej kieszeni. Pomysł na zmiany w podatku PIT w dużo większym stopniu wpłynąłby na popularność PO.
Pytanie, co dalej – reguła wydatkowa ministra finansów nie jest aż tak cudownym mechanizmem ograniczającym apetyty resortów, by załatwiła kwestię reform, rolniczych emerytur i podatków, których wszyscy boją się tknąć, a podniesienie wieku emerytalnego z punktu widzenia resortu pracy "nie jest konieczne".