Narodowych zalet pozbawia je fakt, że samo ich istnienie postawiło pod znakiem zapytania kwestię wiarygodności państwa i dotrzymywania przez niego długoterminowych obietnic.
W trakcie dyskusji o zmianach w systemie emerytalnym ekonomiści przeciwstawili prawdziwe pieniądze ulokowane w funduszach kontom, na których są zapisane składki wpłacane do ZUS. Dla wielu to porównanie okazało się nie do przełknięcia. Według nich w obu przypadkach mamy do czynienia z obietnicami państwa. W pierwszym przypadku jest obietnica, że państwo wykupi obligacje, które fundusze kupiły za nasze pieniądze. W drugim przypadku obietnice są jeszcze hojniejsze, bo państwo obiecuje, że za nasze składki, które wpłacamy do OFE, dostaniemy kiedyś emeryturę.
Co ważne, szybkość przyrostu wartości tych zapisów jest znacznie wyższa niż wysokość odsetek, jakie państwo płaci nabywcom skarbowych obligacji. Dla mnie sprawa jest prosta. Wycofanie się państwa z wykupu obligacji byłoby jego katastrofą. Przecież te same papiery mają wszyscy: banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i inwestorzy. Dzień, w którym minister finansów ogłosi niewykupywanie obligacji, będzie końcem nowoczesnego, uznawanego na świecie państwa. Byłoby znacznie gorzej niż w latach 80. XX w., gdy też nie obsługiwaliśmy długu. Obligacje skarbowe stanowią obecnie nieco ponad połowę majątku funduszy emerytalnych.
Natomiast co do ewentualnej zmiany zasad waloryzacji składek emerytalnych, to przypomnę, że w ciągu ostatnich 20 lat zasady często się zmieniają. Awantura związana z taką niekorzystną dla emerytów operacją będzie wewnętrzną sprawą Polski. Podobnie jak jest nią wycofywanie się z obietnicy, jaką złożono społeczeństwu tworząc system funduszy emerytalnych.
Przeciwstawianie sobie różnych zobowiązań (obietnic) państwa jest tylko tematem zastępczym, który ma tę zaletę, że jest łatwy do wytłumaczenia większości Polaków. Każdy rozumie bowiem różnicę między prawdziwymi pieniędzmi (zwłaszcza własnymi) w OFE a obietnicami (papierowym zapisem) na kontach w ZUS.