Producenci reaktorów  przyspieszają w wyścigu po polski kontrakt po tym, jak premier Donald Tusk już po wydarzeniach w Japonii zapewnił, że projekt elektrowni atomowej będzie realizowany. Choć też już wcześniej w różny sposób próbowali przekonywać, nie tylko polityków ale i naukowców, że ich technologia jest najlepsza dla naszego kraju.

Tak Francuzi – Areva współpracująca z EDF, jak i Amerykanie – Westinghouse oraz GE Hitachi, postawili w kampanii promocyjnej w Polsce nie tyle na popularyzację własnej technologii, co przekonanie polskich władz i firm, że elektrownia to nie tylko wydatki, ale i zyski. Zyskać ma nie rząd, ale firmy, które będą mogły dostać zlecenia na dostawę usług i materiałów na potrzeby atomowej inwestycji. Każdy z oferentów zapewnia, że gwarantuje zatrudnienie Polaków również przy samej budowie. W tym kontekście padają nawet liczby – co najmniej kilka tysięcy miejsc pracy. Przekaz społeczny ma być następujący: „Kupujecie naszą technologię, ale to będzie wasza _ polska elektrownia, bo to wy, Polacy, ją wybudujecie". Stąd konferencje i spotkania z polskimi firmami i warsztaty organizowane dla potencjalnych dostawców urządzeń. Pierwsze odbyły się już w ubiegłym roku, a w tym ruszyły kolejne. Najpierw w styczniu GE Hitachi  podpisała umowy o współpracy ze Stocznią Gdańsk oraz producentem kotłów Rafako, dające im możliwość budowy komponentów do elektrowni jądrowych. Kilka dni temu Westinghouse zorganizował z kolei wielką konferencję w Warszawie, na którą przyjechali kooperanci z Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki.

Polski rząd - a w jego imieniu pełnomocnik Hanna Trojanowska zapewniała wielokrotnie, że jednym z podstawowych kryteriów wyboru technologii będzie właśnie poziom zaangażowania polskich firm. Oferenci idą więc nawet dalej w swoich obietnicach w tym względzie - wykraczając poza polski projekt, przekonują, że nasze firmy będą mogły też dostarczać urządzenia i pracować na potrzeby nowych technologii realizowanych w innych krajach przez GE czy Westinghouse.

Na obecnym etapie przygotowań polskiego projektu  trudno ocenić, na ile te wszystkie obietnice koncerny będą w stanie wypełnić. Polską Grupę Energetyczną i rząd, odpowiedzialną za budowę czeka więc trudne zadanie ich oceny.