Wybitny ekonomista Barry Eichengreen powiedział mi w niedawnym wywiadzie, że w strefie euro zabrakło wyraźnego ośrodka decyzyjnego, który sprawowałby nad nią kontrolę. Trudno o lepszy dowód na prawdziwość tej tezy niż kryzys fiskalny, który od ponad roku trawi wspólnotę walutową.
Kryzys ten obfituje w wydarzenia, które uzasadniają powracający na rynki falami niepokój. Ot, choćby ostatnie pogróżki agencji S&P, że Włochy może czekać obniżka wiarygodności kredytowej albo przegrane przez rządzącą partię wybory lokalne w Hiszpanii, które dowodzą, jak silna jest niechęć tamtejszego społeczeństwa do budżetowych wyrzeczeń.
Faktycznie jednak sytuacja Włoch i Hiszpanii nie jest taka jak Grecji czy Irlandii. Takie wydarzenia, jak te z ostatnich dni, stanowią dla inwestorów pretekst do reakcji na monstrualną nieudolność unijnych liderów w walce z kryzysem fiskalnym, która od ponad roku jest źródłem niepokoju na rynkach. Demonstruje się ona głównie w podejściu unijnych decydentów do Grecji, pierwszej ofiary kryzysu. Ekonomiści, którzy uważają, że Grecji uda się uniknąć restrukturyzacji zadłużenia, to dziś gatunek zagrożony wyginięciem. Ale w Brukseli w najlepsze trwają debaty, jak temu zapobiec, co tylko odsuwa w czasie nieuchronne i potęguje niepewność na rynkach.
Według Eichengreena kryzys fiskalny przyspieszy powstanie silnych ośrodków decyzyjnych w strefie euro i ją umocni.