Agencje ratingowe - komentarz ekonomiczny

Teoria ekonomii mówi, że ceny kształtują się w efekcie swobodnej gry popytu i podaży. To, czy, kiedy i ile ktoś chce kupować albo sprzedawać, zależy przede wszystkim od oceny aktualnej sytuacji i prognoz na przyszłość.

Publikacja: 14.07.2011 21:26

Waldemar Grzegorczyk

Waldemar Grzegorczyk

Foto: Rzeczpospolita

Jeżeli np. związki zawodowe w kopalni miedzi zaczynają strajk, który nie wiadomo, jak długo potrwa, to cena metalu wzrośnie, bo jego dostępność niedługo może się zmniejszyć. A kiedy państwo ogłasza, że wkrótce w kasie zabraknie mu pieniędzy, to ceny jego obligacji spadną, bo lepiej je szybko sprzedać, żeby ocalić chociaż część zainwestowanych środków.

Sęk w tym, że rządy zwykle do ostatniej chwili ukrywają albo bagatelizują swoje kłopoty budżetowe, a niektóre nawet potrafią fałszować statystyki. Dlatego inwestorom w ocenie ryzyka pomagają wyspecjalizowane instytucje – agencje ratingowe. Ostatnio jest o nich głośno, bo niemal codziennie publikują ostrzeżenia o złej sytuacji kolejnych krajów, czym doprowadzają do pasji polityków zapewniających, że wcale nie jest tak źle. A właściwie to dzięki nieustającym spotkaniom, konsultacjom i negocjacjom przewodniczących, prezydentów, premierów, ministrów i Bóg wie kogo jeszcze jest coraz lepiej.

 

 

Szczególnie zirytowani są politycy eurolandu, od miesięcy niepotrafiący uzgodnić skutecznego planu ratowania Grecji i innych zadłużonych krajów grupy. Niedawno zaczęli nawet mówić o konieczności wprowadzenia jakichś form nadzoru nad agencjami ratingowymi czy nawet powołania własnej, "niezależnej" instytucji.

Pomysł jest absurdalny, bo siła agencji oceniających wiarygodność kredytową polega na tym, że są niezależne od rządów, polityków i wszelkiego rodzaju lobbies. Raporty instytucji działających na innej zasadzie nie miałyby dla inwestorów żadnej wartości.

Odrębną kwestią jest to, że oceny agencji po lekcji z ostatniego kryzysu finansowego stały się dużo ostrzejsze. Wyciągnęły one najwyraźniej wnioski z wcześniejszej krytyki, że nie przewidziały kryzysu, a nawet się do niego przyczyniły, wydając niezasłużenie dobre oceny ryzykownym instrumentom finansowym, które nawet ich emitenci w prywatnych e-mailach określali jako "śmieci". Nadmierna ostrożność też może się odbić czkawką, bo jeśli okaże się nieuzasadniona, to wiarygodność agencji spadnie. A właśnie ta wiarygodność stanowi podstawę ich biznesu.

Jeżeli np. związki zawodowe w kopalni miedzi zaczynają strajk, który nie wiadomo, jak długo potrwa, to cena metalu wzrośnie, bo jego dostępność niedługo może się zmniejszyć. A kiedy państwo ogłasza, że wkrótce w kasie zabraknie mu pieniędzy, to ceny jego obligacji spadną, bo lepiej je szybko sprzedać, żeby ocalić chociaż część zainwestowanych środków.

Sęk w tym, że rządy zwykle do ostatniej chwili ukrywają albo bagatelizują swoje kłopoty budżetowe, a niektóre nawet potrafią fałszować statystyki. Dlatego inwestorom w ocenie ryzyka pomagają wyspecjalizowane instytucje – agencje ratingowe. Ostatnio jest o nich głośno, bo niemal codziennie publikują ostrzeżenia o złej sytuacji kolejnych krajów, czym doprowadzają do pasji polityków zapewniających, że wcale nie jest tak źle. A właściwie to dzięki nieustającym spotkaniom, konsultacjom i negocjacjom przewodniczących, prezydentów, premierów, ministrów i Bóg wie kogo jeszcze jest coraz lepiej.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację