Kto pierwszy mrugnie powieką

Większość Amerykanów ma już dość politycznego cyrku wokół limitu zadłużenia. Obecna batalia może być jednak kluczowa dla wyniku przyszłorocznych wyborów

Publikacja: 27.07.2011 01:29

Jacek Przybylski z Waszyngtonu

Nie pomogły ostrzeżenia agencji ratingowych i MFW ani czarne wizje ekonomicznego Armagedonu kreślone przez analityków z Wall Street. Wygłoszone w poniedziałkowy wieczór przemówienia prezydenta Baracka Obamy i lidera opozycji Johna Boehnera brzmiały tak, jakby żyli w dwóch różnych światach.

Stacje telewizyjne, które wciąż zaczynają serwisy od tej samej informacji: pat w negocjacjach w sprawie budżetu, pokazują już zegary odliczające czas pozostały do 2 sierpnia.

Dla amerykańskich polityków z obu partii dużo ważniejszą datą jest jednak 6 listopada 2012 roku, dzień kolejnych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Właśnie dlatego liderzy republikanów w Izbie Reprezentantów i w Senacie – John Boehner i Mitch McConnell – którzy za rządów George'a W. Busha wielokrotnie głosowali za zwiększaniem pułapu zadłużenia, teraz chcą ratować od długu przyszłe pokolenia Amerykanów. I właśnie dlatego chcą zwiększyć linię kredytową Obamy zaledwie o bilion dolarów, przez co za kilka miesięcy – w gorącym momencie kampanii przedwyborczej – prezydent znów będzie musiał poprosić o pieniądze.

Sam Obama, który jako senator w 2006 roku był kategorycznym przeciwnikiem zwiększania limitu, uważa zaś, że to za mało, i chce dostać od Kongresu zgodę na zwiększenie długu od razu o 2,7 bln dol. (taką kwotę zakłada plan demokratycznego senatora Harry'ego Reida).

Wynik tej rozgrywki może zdecydować zarówno o przyszłości Baracka Obamy, jak i Johna Boehnera. Temu ostatniemu już teraz świeżo wybrani republikanie, w tym członkowie Tea Party, zarzucają zbytnią uległość wobec prezydenta. Wielu republikanów zobowiązało się bowiem, że nigdy nie zgodzi się na podwyżki podatków, tymczasem kompromisowy plan zakładał zniesienie ulg.

Demokraci z prezydentem na czele przedstawiają więc republikanów niemal jak ekonomicznych talibów, którzy nie potrafią pójść na żaden kompromis i walczą o to, aby właściciele prywatnych samolotów i szefowie funduszy hedgingowych płacili podatki według niższej skali niż ich sekretarki.

Republikanie, których wyborcy wysłali w 2010 roku do Kongresu, by poskromić wydatki rządowe, zarzucają zaś demokratom brak pomysłu na to, jak zredukować rosnące w galopującym tempie zadłużenie kraju.

Według CNN dla prezydenta może to być przełomowy moment w walce o reelekcję: proponując głębokie cięcia wydatków i podwyżki podatków, pokazał się bowiem jako zwolennik oszczędności, którego pomysły blokują republikanie. "The Wall Street Journal" nie wierzy jednak, aby retoryka Obamy polegająca na zrzucaniu całej odpowiedzialności na republikanów przemówiła do Amerykanów. Właśnie dlatego republikanie będą dziś głosować nad projektem przewidującym krótkoterminowe rozwiązanie, nie zważając na groźbę prezydenckiego weta.

Obie partie łączy bowiem jedno: nie chcą doprowadzić do niewypłacalności USA i obniżki ratingu. Dla zwykłych Amerykanów oznaczałoby to wzrost rat za kredyt mieszkaniowy, co mogłoby uderzyć w powoli odzyskujący siły rynek nieruchomości. Droższe kredyty dla przedsiębiorców pogorszyłyby i tak kiepską sytuację na rynku pracy. Chodzi więc tylko o to, kto pierwszy mrugnie powieką.

Na razie – jak wynika z wczorajszego sondażu Washington Post i ABC News – winą za przedłużający się pat  77 proc. pytanych obarcza republikanów, 58 proc. Obamę. Aby nauczyć polityków znaczenia słowa kompromis, grupa chrześcijan, muzułmanów i żydów umówiła się na wspólną modlitwę o rozwiązanie problemów budżetowych.

Jacek Przybylski z Waszyngtonu

Nie pomogły ostrzeżenia agencji ratingowych i MFW ani czarne wizje ekonomicznego Armagedonu kreślone przez analityków z Wall Street. Wygłoszone w poniedziałkowy wieczór przemówienia prezydenta Baracka Obamy i lidera opozycji Johna Boehnera brzmiały tak, jakby żyli w dwóch różnych światach.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację