Obniżenie ratingu krajów UE przez S&P

Na świecie wybuchła prawdziwa nagonka na agencje ratingowe. Politycy krajów, którym obniżono ocenę, zaczęli pytać, kto za tym stoi i w czyim interesie podjęto taką decyzję

Publikacja: 19.01.2012 00:18

Obniżenie ratingu krajów UE przez S&P

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Kto rządzi światem? Ogólnie wiemy: masoni i cykliści wiadomego pochodzenia. A konkretniej? Przez lata uczono mnie, że są to „rekiny finansjery" i „baronowie z Wall Street" ubrani w pasiaste spodnie, frak i cylinder, z nieodłącznym cygarem w spasłej gębie. A towarzyszy im „mister Twister były minister" (był o nim wierszyk Samuela Marszaka i Janusza Minkiewicza w moim elementarzu).

W zasadzie potwierdziły to późniejsze publikacje ekonomiczne odwołujące się do „decyzji rynków finansowych". Na owych rynkach szczególną rolę odgrywały agencje ratingowe. Ich wpływ na sytuację rzekomo niezależnych państw datuje się od 1929 r., kiedy to (tuż przed wielkim kryzysem) Poor's Publisher opublikował ocenę nominowanych w dolarach obligacji 21 państw; USA otrzymały pięć A (były kiedyś takie oceny), a Chiny jedno B.

Dzisiaj agencje ratingowe nie mają dobrej prasy. Do tradycyjnych zarzutów, że nigdy nie przewidziały żadnego kryzysu, doszła ostatnio krytyka negatywnej zmiany ratingu dziewięciu krajów UE. Od strony formalnej wskazuje się na dziwaczną, wycofaną listopadową zmianę oceny Francji oraz na to, że o ostatniej piątkowej decyzji wszystkie dzieci na podwórku (a także prezydent Sarkozy) wiedziały już w czwartek. Od strony merytorycznej podnoszone jest, że owa decyzja nastąpiła wkrótce po wpompowaniu przez EBC pół miliarda euro w europejski rynek finansowy; reakcją rynku na posunięcie banku centralnego był spadek rentowności włoskich i hiszpańskich papierów skarbowych w zeszły czwartek.

Bardziej złośliwi krytycy dodają, że dzisiaj oceny owych niezależnych agencji nie są nikomu potrzebne. Bo w czasach wielkiej transparentności informacje o długu, deficycie i kalendarzu potrzeb pożyczkowych większości państw są łatwo dostępne po naciśnięciu klawisza enter.

Trudno się zatem dziwić, że na świecie wybuchła prawdziwa nagonka na agencje. Politycy krajów zdegradowanych zaczęli pytać, kto za tym stoi i w czyim interesie podjęto taką decyzję. Politycy europejscy twierdzą, że jest to nóż wbity w plecy Europejskiemu Funduszowi Stabilności Finansowej. A Francuski Nadzór Rynków Finansowych oraz Europejski Urząd Nadzoru Rynków i Papierów Wartościowych wszczęły dochodzenie w tej sprawie. Ponadto, co może być ostatecznym wyrokiem śmierci dla agencji, Białoruś oświadczyła, że utworzy własną państwową agencję ratingową, która oceniać będzie znakomity stan gospodarki białoruskiej.

Cały ten ostrzał artyleryjski w znacznym stopniu mija się z celem. Jak bowiem łatwo zauważyć, decyzja S&P nie wywołała żadnych skutków na rynkach finansowych. W dniu jej ogłoszenia euro osłabiło się względem dolara o półtora centa, a na giełdzie kraju najbardziej poszkodowanego indeks CAC40 obniżył się o 0,1 proc. Na dodatek (patrz: wspomniane aukcje włoskich i hiszpańskich papierów skarbowych) nie da się tym razem użyć wyjaśnienia wytrychu, że „rynek już wcześniej zdyskontował te informacje".

Wychodzi zatem, że wpływ agencji na parametry rynkowe powrócił dzisiaj do poziomu z 1929 r. Może i dobrze. Tyle że znowu zacznie mnie dręczyć pytanie: kto wobec tego rządzi światem?

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku