Od przeszło dwóch lat Unia Europejska próbuje przezwyciężyć własną niemoc w rozwiązaniu kryzysu zadłużenia. W maju 2010 r., gdy Grecja nie była w stanie dłużej ukrywać rzeczywistego stanu swoich finansów publicznych, rozpoczął się wyścig z czasem, a biorący w nim udział politycy prześcigali się w pomysłach, jak rozwiązać problem południowoeuropejskiego długu.
Grudniowy szczyt Rady przyniósł propozycje rozwiązań, które miałyby zwiększyć w przyszłości stabilność finansową Unii. Jedną z nich jest zasada zakładająca automatyzm w karaniu państw prowadzących nieodpowiedzialną politykę budżetową. Pomysł ten jest rozsądny i trafia w sedno. Historia, jak pokazujemy poniżej, dowodzi, iż mechanizm automatycznych sankcji jest warunkiem koniecznym dla odbudowy wiarygodności unii walutowej.
Problem jednak w tym, że nie dalej jak cztery miesiące temu, podczas negocjacji tzw. sześciopaku, analogiczna zasada automatyzmu została rozmontowana przez Francję. Trudno oprzeć się wrażeniu, że cała historia regulacji ostrożnościowych w UE pokazuje brak konsekwencji i determinacji w ich realizacji.
Kryzys obnażył słabości
Ryzyko, że niektóre kraje będą chciały zadłużać się ponad miarę, korzystając z wiarygodności innych członków strefy, było znane od samego początku. Gdy w 1989 r. kraje UE zdecydowały o tworzeniu Unii Gospodarczej i Walutowej (UGW) nieodłącznym elementem projektu wspólnej waluty było przyjęcie pewnego poziomu nadzoru i koordynacji polityk fiskalnych.
Pakt stabilizacji i wzrostu (PSiW) miał zapewnić prowadzenie odpowiedniej i zarazem odpowiedzialnej polityki budżetowej przez poszczególne kraje jednowalutowego obszaru. Zatem system bezpieczeństwa istniał od początku funkcjonowania strefy euro. Tylko zawiódł!