Leon Podkaminer: Potrzebny lód na gorące głowy?

Sądzę, że rząd w końcu pójdzie po rozum do głowy i zaprzestanie forsowania podwyżek cen energii. Pozwoli to obniżyć inflację bez uciekania się do środków polityki pieniężnej.

Aktualizacja: 10.05.2021 21:06 Publikacja: 10.05.2021 21:00

Leon Podkaminer: Potrzebny lód na gorące głowy?

Foto: Adobe Stock

Raportowany przez GUS sygnalny wskaźnik inflacji wyniósł w kwietniu 4,3 proc. rocznie. To więcej niż przed miesiącem (3,2 proc.) i powyżej górnej granicy celu inflacyjnego NBP 3,5 proc. (dolna to 1,5 proc.). Fakt ten wyzwolił pokłady krytycznych emocji. Są one obficie artykułowane w prasie, w tym w „Rzeczpospolitej". Ton komentarzy jest z reguły alarmistyczny. Odnosi się wrażenie, że oto stoimy na progu niebywałej katastrofy. Nie zauważa się jednak, że w trzech miesiącach I kwartału ub.r. inflacja była jeszcze wyższa. Ale przyspieszona inflacja w I kwartale ub.r. nie „wymknęła się spod kontroli" – i to pomimo masywnego zwiększenia transferów publicznych trafiających do sektora prywatnego (w postaci wypłat z tarcz). Inflacja obniżała się dość konsekwentnie aż do marca roku bieżącego.

Oczywiście, można twierdzić, że przyspieszenie inflacyjne jest echem hojnych programów wspierania gospodarki dodatkową gotówką. W myśl tej hipotezy obserwujemy właśnie odroczony w czasie skutek nadmiernego wzrostu dochodów pieniężnych ludności i odroczony w czasie wzrost popytu konsumpcyjnego. Ta hipoteza ma jednak wadę. Oto już od I kwartału ub.r. doświadczamy systematycznego obniżania się wskaźnika wzrostu cen żywności.

W marcu 2020 r. podrożała ona o 8 proc. w skali rocznej, a w marcu 2021 o zero procent! W kwietniu 2021 ceny żywności (i napojów bezalkoholowych) wzrosły o 1,2 proc. w stosunku rocznym (podejrzewam, że za sprawą podatku cukrowego). Gdyby przyczyną rosnącej inflacji był „dynamiczny" popyt, to mielibyśmy teraz do czynienia głównie z szybkim wzrostem cen żywności (jak latem 2019 r. i w I kwartale 2020).

Moim zdaniem obecne przyspieszenie inflacji jest skutkiem podwyżek cen administrowanych przez rząd, głównie wzrostu cen energii elektrycznej dyktowanych przez kartel państwowych firm wytwarzania i dystrybucji prądu. Jest znamienne, że o ponad 7 proc. drożeją usługi (w tym mieszkaniowe, zwłaszcza koszty energii, wywozu śmieci itp.), podczas gdy ceny towarów (dostarczanych przez konkurencyjny sektor prywatny) drożeją o mniej niż 2 proc. Podwyżki cen energii nie mają moim zdaniem racjonalnego uzasadnienia ekonomicznego. Sądzę, że rząd w końcu pójdzie po rozum do głowy i zaprzestanie ich forsowania. Pozwoli to obniżyć inflację bez uciekania się do radykalnych (a często nieskutecznych) środków polityki pieniężnej.

Nie mogę też nie skomentować felietonu Roberta Gwiazdowskiego „Uwaga, inflacja!". („Rzeczpospolita", 5.04.2021). Autor pisze:

„W inflacji nie opłaca się producentom zwiększać produkcji". Uważam, że to absurd. Proponuję porównać dwa kraje: Japonię i USA. W latach 2000–2019 inflacja w Japonii wyniosła 0,1 proc. średnio na rok, a w USA 2,2 proc. Ale firmom amerykańskim bardziej opłacało się zwiększanie produkcji (średnio na rok o 2,1 proc.) niż japońskim (o 0,9 proc.)!

Leon Podkaminer

ekonomista

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację