Niestety ta wspaniała tradycja nie ma większego odzwierciedlenia w sferze politycznej. Rządzący liczą słabo, a czasami wręcz tragicznie.
Oto przykład. Ostatnio wykazał się jeden z ludowców – mniejsza o to który. Teza jest następująca: lepiej w obecnej sytuacji nie podnosić wieku emerytalnego za mocno, bo może to doprowadzić do... bezrobocia wśród młodzieży.
Jak znalazł taką rewelację? Trudno powiedzieć. Można przypuszczać, że to echa retoryki, jaka dominowała w Europie w latach 80. Wówczas wysokie bezrobocie doprowadziło rządzących w wielu krajach do przekonania, że kiedy „zdejmiemy" część osób z rynku pracy, to zrobimy miejsce dla innych.
Jednak po przeszło 20 latach jasne jest, że ten sposób myślenia jest całkowicie nietrafiony.
Zacznijmy od faktów, czyli prostej matematyki, a raczej statystyki, choć to pokrewne dziedziny. Wśród krajów Unii Europejskiej istnieje negatywna korelacja między aktywnością osób w wieku 55 plus a stopą bezrobocia wśród osób w wieku 25 minus (dane średnie za ostatnią dekadę). Czyli średnio im wyższa aktywność zawodowa starszych pracowników, tym lepsza sytuacja młodszych pracowników. To są proste liczby, nie ma tu żadnej polityki czy idei.