Naj­now­szy ra­port OECD nie mó­wi ni­cze­go, co już wcze­śniej o pol­skiej go­spo­dar­ce nie zo­sta­ło po­wie­dzia­ne. Uwa­gi o wy­so­kim wzro­ście na tle in­nych kra­jów UE, a zwłasz­cza stre­fy eu­ro, brzmią jak zwy­kle opty­mi­stycz­nie. Pre­mier i mi­ni­ster fi­nan­sów mo­gą więc da­lej opo­wia­dać na kon­fe­ren­cjach pra­so­wych, że u in­nych jest go­rzej niż u nas. Ale sta­ra baj­ka o Zie­lo­nej Wy­spie brzmi co­raz mniej prze­ko­ny­wa­ją­co.

Je­śli spoj­rzeć na pro­gno­zy OECD do­ty­czą­ce wzro­stu pol­skie­go PKB, to wi­dać je­go wy­raź­ne spo­wol­nie­nie z 4,3 proc. w 2011 ro­ku do 3 proc. w tym i 2,7 proc. w 2013. Wnio­sek na­su­wa się sam – tym ra­zem przez kry­zys nie przej­dzie­my tak bez­bo­le­śnie jak w la­tach 2008 – 2010. Wte­dy go­spo­dar­kę ura­to­wa­ły przed za­pa­ścią kon­sump­cja i in­we­sty­cje pro­wa­dzo­ne przy wspar­ciu Unii. Ale cho­ciaż re­ce­sji unik­nę­li­śmy, to de­fi­cyt fi­nan­sów pu­blicz­nych zwięk­szył się aż do 7,9 proc. PKB?w 2010 ro­ku.

OECD da­lej zwra­ca uwa­gę na de­fi­cyt, cho­ciaż dzię­ki pod­wyż­ce VAT, upań­stwo­wie­niu czę­ści skła­dek wpła­ca­nych do OFE i księ­go­wym sztucz­kom mi­ni­stra fi­nan­sów uda­ło się go istot­nie zmniej­szyć. Te­raz eks­per­ci na­ma­wia­ją jed­nak rząd do praw­dzi­wych re­form. Bo tym ra­zem fi­nan­se pań­stwa mo­gą się nie obro­nić bez istot­ne­go ogra­ni­cze­nia wy­dat­ków.

W po­rów­na­niu z po­przed­nim kry­zy­sem je­ste­śmy bo­wiem w in­nym miej­scu. Nie ura­tu­ją nas pie­nią­dze z UE, bo jed­na per­spek­ty­wa bu­dże­to­wa się wła­śnie koń­czy, a dru­ga ru­szy do­pie­ro w 2014 ro­ku. A na szyb­ki wzrost kon­sump­cji też nie ma co li­czyć, bo Po­la­cy wie­dzą, że spo­wol­nie­nie szyb­ko nie mi­nie, i bę­dą uważ­nie oglą­da­li każ­dą zło­tów­kę. Tym bar­dziej że zbied­nie­li w ostat­nim ro­ku z po­wo­du in­fla­cji zja­da­ją­cej pod­wyż­ki wy­na­gro­dzeń.