Drugą gospodarką świata jest „gospodarka cienia", zwana także szarą strefą czy gospodarką nieformalną. Wytwarza ona produkcję o wartości 10 bln. dol., czyli 16 proc. PŚB, zatrudnia 1,8 mld. pracowników (połowa pracujących na naszym łez padole!), rozwija się w tempie 8 proc. rocznie i obniża światowe dochody podatkowe o – co najmniej - 2 bln. dol.

Co ciekawe, rozwój szarej strefy nie jest specjalnością trzeciego świata. Wedle wyliczeń Friedricha Schneidera, gospodarka Unii Europejskiej dorównuje światowym trendom i w niej także, z produkcją o wartości 1,9 bln euro, szara strefa ma  udział wynoszący 16 proc. Dodajmy, że z naszym znacznym wkładem. Na 27 krajów UE zajmujemy bowiem wysokie ósme miejsce, dając się wyprzedzić jedynie krajom nadbałtyckim, Bułgarii, Rumunii, Malcie i Cyprowi. W naszym kraju gospodarka cienia wytwarza bowiem Produkt Nieformalny Brutto o wartości ponad 80 mld euro (26 proc. PKB).

Wedle oficjalnych danych w Polsce największy jest udział produkcji nieoficjalnej w budownictwie (30 proc.), sprzedaży hurtowej i detalicznej oraz naprawach aut i sprzętu AGD (24 proc.). Te dwie branże pozostają jednak wyraźnie w tyle w stosunku do: usług seksualnych, które przestępstwem nie są, ale – w odróżnieniu od Kanady, która właśnie uznała je za działalność gospodarczą - formalnie nie istnieją (bo jakże mogłyby istnieć w kraju, który jest przedmurzem i ostoją) oraz rzemiosła wiejskiego. W tym przypadku jest podobnie. W wiejskim budownictwie i naprawach szara strefa dominuje, o czym wszyscy wiedzą, ale nikt nie próbuje się tym zająć i - na dobrą sprawę nie może – bowiem prawo wręcz nakazuje udzielać „pomocy sąsiedzkiej", a uzyskane w ten sposób dochody zwalnia od opodatkowania.

Mamy jeszcze trzeci rodzaj - de facto – zalegalizowanej szarej strefy, korzystanie z usług mediów publicznych. Formalnie obciążone są one daniną w postaci abonamentu płaconego od posiadanych odbiorników rtv. Tyle tylko, że w Polsce mało kto radio albo telewizor posiada. Zarejestrowanych jest tylko 6,9 mln odbiorników, co oznacza, że tylko 30,7 proc. gospodarstw domowych posiada urządzenia pozwalające im na uczestnictwo w globalnej wiosce. Jest to trzykrotnie mniej niż w czterdzieści razy biedniejszych: Zimbabwe, Burundi, Liberii i Demokratycznej Republiki Konga.

Konkluzje płynące z tego porównania są dość ciekawe, bo pokazują, do jakich dziwacznych wniosków można niekiedy dojść posługując się oficjalnymi danymi statystycznymi. Wskazują także, że szarą strefę może kreować legislator nie tworząc rozsądnego prawa. Usprawiedliwiają także postawę rodaków, którzy nieformalną gospodarkę aprobują. Nie mając łączności ze światem oni w ogóle nie wiedzą, że jest to szara gospodarka.