Konferencja prasowa po kwietniowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej ujawniła pewien aspekt nieobecny we wcześniejszych prasowych wypowiedziach jej członków. Wedle prezesa Belki „obserwatorzy działań NBP nie byli skłonni dać wiary naszym niepokojom" dotyczącym wysokiej inflacji.
Proszę, a ja dotąd byłem przekonany, że członkowie RPP głównie martwią się o poziom inflacji i koniunkturę gospodarczą, a nie o opinie ekspertów rynków finansowych. Zresztą po zachowaniu członków RPP z 2010 roku wydaje się dziwne, że w ogóle przejmują się oni swoim obrazem u odbiorców końcowych. O ile dobrze pamiętam, pierwsza połowa 2010 roku upłynęła na nieustannych wewnętrznych konfliktach, a w drugiej RPP zafundowała mediom i uczestnikom rynków serię niefortunnych działań z pogranicza PR i polityki monetarnej.
Wtedy to większość członków Rady (podobnie jak większość ekspertów z branży bankowej w tamtym czasie) zapowiadała rychłą podwyżkę stóp procentowych. Co więcej, część członków RPP odważnie podawała zarówno zakres podwyżki (50 pkt. bazowych), jak i jej termin (jesień 2010). Późniejsza analiza wyników głosowań z posiedzeń RPP dowiodła, że część członków Rady doznała objawienia niczym Paweł z Tarsu w drodze do Damaszku, bo głosowali przeciwko wnioskom, które tak oddanie popierali w mediach ledwie miesiąc wcześniej.
Każdy może zmienić zdanie, ale warto, aby przyczyny odmiennych decyzji uzasadnił odbiorcom, bo zbytnia niestałość poglądów jedynie ich dezorientuje. Reputacja i wiarygodność to domek z kart niezwykle wrażliwy nawet na najsłabszy powiew niekonsekwencji. Przed najbliższym, majowym posiedzeniem, Rada znów sama zagnała się w ten sam kozi róg, co w 2010 roku. Po raz kolejny w mediach pełno jest zdecydowanie jastrzębich wypowiedzi jej członków i reputacja RPP wymagałaby potwierdzenia tych słów czynami. Z drugiej strony, otoczenie makroekonomiczne i duża doza niepewności dotyczącej rozwoju sytuacji zewnętrznej, usprawiedliwiałaby raczej ostrożne podejście. Cokolwiek by Rada zdecydowała, to będzie to decyzja krytykowana: albo ze względu na niekonsekwencję, albo zbyt pochopną podwyżkę stóp.
Sądzę, że warto się zastanowić, jak poprawić zarówno komunikację Rady z rynkiem i mediami, jak i jej wizerunek. Może warto by szybciej (np. tydzień po decyzji) publikować wyniki głosowań nad wnioskami o zmianę stóp? To mogłoby dyscyplinować medialną aktywność zasiadających w niej osób i ułatwiłoby ocenę poglądów poszczególnych członków Rady. Jeśli to jest nie do przyjęcia, to może warto by podążyć za radą Stanisława Leca: czasem trzeba po prostu zamilknąć, by zostać wysłuchanym.