Młodym firmom, tzw. start-upom, bardzo trudno jest zdobyć finansowanie na dalszy rozwój. Jednak są prywatni inwestorzy zwani aniołami biznesu, którzy mogą wyłożyć pieniądze na ciekawe przedsięwzięcia. Z reguły inwestują w nie od 200 tys. do 2 mln zł. W zamian obejmują w firmie mniejszościowe udziały, które sprzedają po upływie trzech–pięciu lat, gdy wzrośnie jej wartość.
– Anioły biznesu to szansa na wypełnienie tzw. luki kapitałowej, czyli braku źródeł finansowania startujących firm, które na rozwój potrzebują od 200 tys. do 5 mln zł. Banki niechętnie udzielają pożyczek firmom, które na rynku są krócej niż dwa lata, albo wymagają szeregu zabezpieczeń. Z kolei fundusze Venture Capital nie interesują się inwestycjami małej skali – mówi Jacek Błoński, szef Lewiatan Business Angels.
W Polsce największe organizacje zrzeszające anioły to Lewiatan Business Angels, działający przy Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, oraz PolBAN Business Angels Club. Pierwsza z nich ma na swoim koncie już 14 projektów, a druga – 13. Niesłabnącym zainteresowaniem inwestorów cieszą się start-upy z takich branż jak informatyka, ochrona zdrowia oraz biotechnologia.
– Model biznesowy serwisu społecznościowego skierowanego do wszystkich użytkowników Internetu już się wyczerpał. Odzwierciedla to m.in. kurs akcji Facebooka, który spada. Teraz trzeba poszukać nowych rozwiązań, które będę odpowiadały potrzebom wąskiej grupy specjalistów, np. chirurgów. Przykładowo może to być serwis edukacyjny z obrazem wideo. O projektach należy myśleć w skali globalnej i wychodzić z nimi poza granice naszego kraju – radzi Wojciech Dołkowski, szef sieci PolBAN Business Angels Club.
Najczęściej aniołami biznesu zostają doświadczeni biznesmeni, którzy wcześniej z powodzeniem rozwinęli własne firmy, a później je sprzedali. Niejednokrotnie to właśnie pomoc merytoryczna aniołów przesądza o powodzeniu całego biznesu.