Europejski kryzys trwa już trzeci rok, a politycy konsekwentnie ograniczają działania mające ratować strefę euro do dwóch pakietów: oszczędności wdrażanych przez kraje głęboko pogrążone w kryzysie oraz zapewnienia finansowania pomostowego przez wciąż zdrowe kraje, zwłaszcza Niemcy. Obydwa są właściwe i niezbędne, ale nie wystarczą do powstrzymania upadku wspólnej strefy walutowej – a być może nawet Unii Europejskiej.
Potrzebny wzrost gospodarczy
Dotychczasowe ograniczanie pomocy do oszczędności i finansowania pomostowego doprowadziło do trojakiego kryzysu w Europie. Po pierwsze, kryzys długu publicznego i euro pogłębił się. Po drugie, gospodarki strefy euro i Unii Europejskiej zostały wciągnięte w recesję przez kraje najmocniej zadłużone. Program oszczędności przywołuje obrazy Niemiec z lat 20. Po trzecie, integracja europejska przeżywa poważny kryzys polityczny. Kurczące się gospodarki większości krajów europejskich pogarszają sytuację krajów mocno dotkniętych kryzysem: bezrobocie wzrasta, znikają oszczędności, a napięcia społeczne stają się coraz bardziej intensywne.
Niektóre media w tych krajach twierdzą, że pakt brukselski doprowadził do panującej biedy. Kraje północy, wciąż w dobrej kondycji finansowej, także czują się postawione w niedogodnej sytuacji i łatwo zrozumieć dlaczego. Nie chcą ryzykować oszczędności na finansowanie długu krajów sąsiednich, które „nie potrafiły zachować porządku". Europa jest znacząco podzielona.
Metodą wyjścia z kryzysu są reformy strukturalne – cięcie wydatków, płac i kosztów
Wzrost gospodarczy jest niezbędny do przywrócenia wiary Europejczyków w ich walutę oraz Unię. Jednak rządowe programy wzrostu zdecydowanie nie są dobrym rozwiązaniem. Przede wszystkim tylko zwiększyłyby dług publiczny. Poza tym nie rozwiązałyby problemów leżących u podstaw kryzysu, ponieważ jest to strukturalny kryzys konkurencyjności, a nie stricte koniunkturalny. Jedyną metodą wyjścia z takiego kryzysu są reformy strukturalne – ograniczenie wydatków, płac i kosztów. Więc co powinniśmy zrobić?