Najlepsza sytuacja dla firm prywatnych poszukujących gazu w łupkach w Polsce to taka, w ramach której wszystkie – w tym te, w których państwo, polskie fundusze emerytalne lub inni znaczący lokalni inwestorzy mający istotne udziały – podlegają tym samym zasadom (czyli ewentualne preferencje dla np. firm państwowych będą miały znikomy wpływ na rentowność ich inwestycji). Jest to wolnorynkowa logika poparta doświadczeniem, np. Norwegii, Kanady i Wielkiej Brytanii, w sposób pozytywny. Otóż prywatne firmy – w tym zagraniczne – są przekonane, że jeżeli lokalne lub państwowe firmy będą dochodowe, to one będą tym bardziej, uważając się za bardziej efektywne i przygotowane do działalności w warunkach konkurencyjnych. Raz wprowadzona zasada równości traktowania podmiotów gospodarczych jest trudna do zmiany i podlega ochronie przez takie organizacje, jak Unia Europejska i Światowa Organizacja Handlu. Dlatego zamiast koncentrować się obecnie na rozwiązaniach podatkowych na przyszłość, które z natury rzeczy wiarygodne nie będą, rząd i opozycja powinny zaproponować reformę zasad, według których działa branża poszukiwania i wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego w Polsce.
Moskiewska danina
Niedawno unijny komisarz ds. energetyki Guenter Oettinger ujawnił, że Polska płaci Rosji 550 dolarów za 1000 m sześc. gazu, podczas gdy Niemcy płacą o 100 dolarów mniej. Dostawy z Rosji zaspokajają około dwóch trzecich zapotrzebowania Polski. Pozostała jedna trzecia pochodzi z polskich złóż. Według oficjalnych danych koszt poszukiwania i wydobycia gazu ziemnego w Polsce w perspektywie ostatnich pięciu lat wynosił maksymalnie 91 dolarów za 1000 m sześc. Zatem uśredniona cena gazu w Polsce, bez marży dystrybutora, wynosi niecałe 400 dolarów za 1000 m sześc., czyli jest konkurencyjna w stosunku do ceny, jaką płacą Niemcy Rosji (450 dolarów za 1000 m sześc.)
Dlaczego jednak Polska nie jest w pełni samowystarczalna w zaopatrzenie w gaz ziemny? Według danych Państwowego Instytutu Geologicznego potwierdzone zasoby gazu ziemnego (konwencjonalnego, nie łupkowego) wynoszą 145 mld m sześc., a zasoby perspektywiczne 1,73 biliona m sześc. Kraje takie jak Niemcy czy Dania, których zasoby potwierdzone gazu konwencjonalnego są na poziomie porównywalnym do polskich, wydobywają z nich około 15 proc. rocznie. Dla porównania Ukraina i Polska wydobywa tylko kilka procent rocznie ze swoich zasobów potwierdzonych gazu i oba te kraje cechuje duże uzależnienie od rosyjskiego dostawcy.
I nie tylko o strategiczne uzależnienie w tym wypadku chodzi. Otóż, gdyby Polska wydobywała rocznie dodatkowo 10 mld m sześc. gazu, zamiast je kupować od Rosji, i sprzedawała go na polskim rynku po „rosyjskiej" cenie, wtedy około 4,5 miliarda dolarów rocznie zostawałoby w Polsce zamiast „wyjeżdżać" za wschodnią granicę. Kwotę tę można nazwać moskiewską daniną, jaką Polska płaci za swoją zależność od dostaw gazu z Rosji będącą konsekwencją niewykorzystywania własnych zasobów gazu. Z tej kwoty 4,5 miliarda dolarów rocznie należałoby część przeznaczyć na zintensyfikowanie poszukiwań gazu w Polsce, tak aby z zasobów perspektywicznych 1,73 biliona m sześc. „odnawiać" to, co wyprodukowano. Jednak lwią część z tej kwoty – można szacować,że na poziomie około 3,5 miliarda dolarów rocznie – państwo mogłoby pobierać w postaci znacznie zwiększonego podatku od wydobytego gazu z korzyściami dla całej gospodarki, np. poprzez obniżenie innych podatków.
Obecnie w Polsce podatek od wydobytego gazu nie istnieje oprócz niskiego, 19 proc. CIT, który musi płacić każde przedsiębiorstwo niezależnie od profilu swojej działalności, oraz 1–2 proc. symbolicznych opłat. Tani polski gaz wykorzystywany jest do dotowania drogiego rosyjskiego gazu na polskim rynku, czyli jest de facto transferem finansowym polskiej gospodarki na rzecz gospodarki rosyjskiej.
Dla prywatnych firm poszukujących, a w przyszłości produkujących gaz z łupków w Polsce wygląda to na sytuację idealną: 19 proc. CIT plus 1–2 proc. pozostałych opłat. Idealna jednak ona nie jest, ponieważ jest nie do utrzymania. Otóż prywatne firmy nie musiałyby dotować drogiego rosyjskiego gazu, zatem ich zyski byłyby olbrzymie. A tego z pewnością opinia publiczna by nie zaakceptowała. Oczywiście można próbować transferować zyski poprzez koszty generowane na rzecz zagranicznych podmiotów zależnych. Jednak czyniłoby to firmy zakładnikiem sytuacji w Polsce, niosłoby ryzyko poddania kontroli porównawczej kosztów. Jest to podręcznikowa sytuacja o dużym korupcjogennym ryzyku.