U niektórych jednak niepokój o przyszłość był chwilami tak silny, że zaburzał prawidłowe postrzeganie rzeczywistości. Skoro wszyscy bali się tego, co może nastąpić, to wielokrotnie rządy państw i zarządy firm podejmowały w panice złe decyzje. Obawy sięgnęły takiego poziomu, że rzeczywiście niektórzy europejscy bankowcy zastanawiali się nad złożeniem wniosków o zielone karty dla swoich rodzin w Stanach Zjednoczonych.

Dziś groźba wojny, o której mówił w 2011 roku minister finansów Jacek Rostowski, nam nie grozi. Gasną też obawy, że – jak przewidywał prof. Krzysztof Rybiński – nastąpi Armagedon strefy euro. Ekstremalnych scenariuszy nie biorą już pod uwagę rynki finansowe. Pojawiają się za to oznaki normalności, powoli staje się jasne, na co chorujemy i jaką diagnozę należy postawić.

W jakiej więc sytuacji rzeczywiście jesteśmy? Spowolnienie gospodarcze jest faktem, ale recesji powinniśmy uniknąć. Z perspektywy czasu widać, jak bardzo korzystna była samodzielna polityka pieniężna Polski przy jednoczesnym płynnym kursie walutowym.

Dzięki temu możemy wciąż skutecznie reagować na światowe zawirowania. Dzięki temu, że mamy własną walutę, to, co złego może wydarzyć się w eurolandzie, zaboli nas, ale nie zabije. Ba, możemy nawet zyskać... Bo jeśli jakaś zachodnia firma ma problemy związane z kosztami działalności, to może szukać swojej szansy u tego z unijnych partnerów, który będzie atrakcyjniejszy np. dlatego, że ma tańszą siłę roboczą. Właśnie takim państwem jest Polska. Mamy niższe obciążenia fiskalne od krajów Zachodu, a wiedza i zdolności naszych obywateli są w najgorszym razie porównywalne. Sprzyjać nam może też zmiana przyzwyczajeń mieszkańców Europy Zachodniej, którzy ostatnio częściej patrzą na ceny towarów niż na miejsce produkcji – a więc będą chętniej sięgać po relatywnie tańsze produkty z Polski.

Szczęśliwie też w polskim systemie bankowym nie było toksycznych instrumentów finansowych, które mogłyby na długie lata zaburzyć krwiobieg naszej gospodarki. System jest zdrowy. Polskie banki w 2013 roku nie upadną, nie ma więc możliwości, by od tej strony pojawiło się zagrożenie dla wzrostu. Stopy procentowe spadną, może być łatwiej o kredyt na dobre projekty.

Od rządu powinniśmy wymagać w zasadzie tylko jednego: niech zostawi gospodarkę w spokoju. Bo ryzyko nadużycia jest wysokie. Ważne jest, by dbał o przedsiębiorczość Polaków i nie podejmował działań bardziej radykalnych, niż wymagałyby tego istniejące obecnie zagrożenia.