Ale tymczasem świat poszedł już naprzód i korzysta raczej z muzyki cyfrowej, pobieranej odpłatnie z sieci, niż z wysłużonych i odchodzących do lamusa „cedeków". Dystrybucja online to prawdziwe koło zamachowe kostniejącej już nieco branży. Mimo iż z suchych danych wynika, że w Polsce rynek ten wykazuje silne wzrosty, to jednak są one raczej skutkiem pojawienia się trendu, który wcześniej nie istniał, niż prawdziwego boomu cyfrowego. Prawda jest taka, że w tej dziedzinie pozostajemy daleko w tyle za nowoczesnym światem. Dlaczego?
My, Polacy, raczej nie przepadamy za opłatami za treści cyfrowe. Sęk w tym, że to, co zawiera Internet, niemal zawsze było darmowe i w zasięgu ręki. Siła przyzwyczajenia sprawia, że teraz niechętnie wykładamy na to pieniądze. Świadczą o tym ubiegłoroczne dane firmy KPMG, które pokazały, że tylko 6 proc. osób z 31 krajów, w tym z Polski, zgodziłoby się płacić za dostęp do pełnych zasobów Internetu. Znamienne jest to, że ponad 70 proc. badanych nigdy nie zapłaciło za to, co pobrało z sieci.
Jeśli więc nie chcemy płacić, to jakie inne koszty gotowi jesteśmy ponieść w zamian? Może oglądanie reklam? Na to rozwiązanie w Polsce zgodziłoby się zaledwie 30 proc., osób w innych krajach - średnio o 8 proc. więcej. Aby więc upowszechniła się w Polsce muzyka cyfrowa – co prędzej czy później nastąpi – potrzebna jest rewolucja mentalna i przekonanie rodaków, że piosenka nagrana przez artystę pozostaje jego własnością bez względu na to, czy jest umieszczona w serwisie typu iTunes, czy też na płycie CD. A wydawcy powinni pamiętać, że dystrybucja online to jednak metoda znacznie tańsza niż sprzedaż płyt w fizycznym sklepie. I że ceny powinny tę różnicę odzwierciedlać.