W pierwszej transzy poprosiło o 400 mln zł, w sumie ma to być ok. 1 mld zł. W grudniu ub. r. Minister Skarbu przelał na konto spółki 400 mln podkreślając, że jest to pożyczka. Choć ciężko jest uwierzyć, że w zakładanym czasie dojdzie do jej spłaty. Co potwierdza, że albo Ministerstwo Skarbu dając środki jest niekompetentny i nie rozumie relacji między czasem niezbędnym na wygenerowanie takich przepływów pieniężnych, które umożliwią spłatę zobowiązania, albo władze spółki – Zarząd i Rada Nadzorcza – fałszują rzeczywistość przedstawiając w uzasadnieniu pożyczki scenariusz wyssany z palca. W obu przypadkach próbuje się uciec od odpowiedzialności.
Równocześnie rozpoczęły się prace nad scenariuszami ratunkowymi od przeniesienia majątku do spółki córki po zakup linii przez inwestora, jak też wprowadzenia akcji spółki do dedykowanego branży lotniczej funduszu, dokonania kolejnej restrukturyzacji, aż po upadłość. Wadą wszystkich rozwiązań jest niezbędny czas do ich wdrożenia, którego przedsiębiorstwu, jak widać z presji w zadłużanie się z pieniędzy podatnika, brakuje. Kolejną wadą wszystkich z nich jest konieczność posiadania kompetencji i chęć poniesienia odpowiedzialności. Jak pokazała dotychczasowa sytuacja podmiotu, jak i reakcja na zaistniałą sytuację, obu tych cech wyraźnie brakuje.
W reakcji na stan przedsiębiorstwa odwołano Prezesa i rozpisano konkurs na nowe władze spółki. Kuriozalnym jest fakt, że równolegle za plecami podjęto pracę w zespole rządowym nad przygotowaniem „planu ratunkowego dla LOT'u". Analiza powyższej sytuacji doprowadza do następujących wniosków.
Funkcja Prezesa w LOT jest prawdopodobnie czysto fasadowa i nie oczekuje się od niego żadnej kompetencji, ani podjęcia odpowiedzialności za podmiot. Ustawa kominowa skutecznie eliminuje dobrych menadżerów, którzy na rynku zarabiają krocie i żaden z nich nie podejmie się pracy charytatywnej. Dotychczas fotel Prezesa był i nadal jest traktowany jako trofeum polityczne lub miejsce do przetrwania dla „swoich". Tak też się dzieje w większości spółek skarbu państwa. Trwające prace zespołu rządowego potwierdzają, że od nowego Zarządu znów się niczego nie będzie oczekiwać. Nadal będzie się ręcznie sterować oczekując, że przypadkowy sukces da laur zwycięstwa Ministrowi Skarbu, zaś w przypadku porażki odwoła się kolejnego Prezesa. Jak można z tego wnioskować w LOT powołanie zarządu jest zabiegiem tylko czysto formalnym - spełnieniem wymogów kodeksu spółek handlowych i wprowadzeniem do władz „człowieka ministra".
Rada Nadzorcza pełni rolę równie fasadową lub jest całkowicie niekompetentna. Twierdzenie, że była zaskoczona sytuacją jest przyznaniem się do braku wykonywania swoich obowiązków. Skutkować powinno jej odwołaniem i zawnioskowaniem przez Ministra Skarbu o zwrot wynagrodzeń pobieranych za pełnienie funkcji, włącznie z zakazem wykonywania funkcji kierowniczych i nadzorczych w spółkach prawa handlowego. W tym samym trybie powinien być potraktowany były Prezes i cały zarząd, dodatkowo z wnioskiem do prokuratury o podejrzenie popełnienia przestępstwa - świadomego działania na szkodę spółki. Brak odwołania świadczy o tym, że wszyscy o wszystkim wiedzieli. Domniemuję, że zarówno Rada Nadzorcza jak i Ministerstwo Skarbu miała świadomość tej sytuacji, lecz nie podjęła żadnych kroków przeciwdziałających. Scenariusz, który się odbył, jest z politycznego punktu widzenia wygodniejszy. Oto jest Prezes kłamca i nieudolny menadżer – jedyny winny, reszta wykonywała wszystko prawidłowo, więc nie poniosła konsekwencji. Nie do przyjęcia jest też fakt, że to ta Rada wyłoniła teraz nowy zarząd spółki.