OFE i wzrost gospodarczy

Publikacja: 27.06.2013 23:58

OFE i wzrost gospodarczy

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Tydzień temu napisałem, co myślę o sprawie OFE (dla porządku przypomnę: jest to problem zastępczy w stosunku do prawdziwych wyzwań stojących przed systemem emerytalnym i polskimi finansami publicznymi, w znakomity sposób odwracający uwagę od tych wyzwań). Ponieważ jednak w minioną środę rząd podgrzał atmosferę, prezentując kilka swoich pomysłów, wyszedłbym na głupiego, gdybym napisał felieton o czymś innym.

W przypadku systemu emerytalnego mamy do czynienia z wieloma graczami o różnych interesach, a w sporze każdy przyjmuje taki punkt widzenia, który najlepiej odpowiada jego interesom. Towarzystwa emerytalne są za utrzymaniem obecnego systemu, bo czerpią z niego zyski – minister finansów za zmianą, bo owym zyskom odpowiada rosnąca góra długu publicznego. Firmy żyjące z giełdy są za utrzymaniem, bo ruch na giełdzie oznacza wyższe ceny i marże – grupy roszczeniowe za likwidacją, bo będzie można więcej wyciągnąć z budżetu na bieżące wydatki. Osoby młode i lepiej zarabiające za utrzymaniem, bo wierzą w swoje „prywatne" oszczędności i zyski, które da im rynek – osoby starsze i skromniej uposażone, za ZUS, który daje jakieś minimum gwarancji.

A jak funkcjonowanie OFE wpływa na przyszłe emerytury i wzrost gospodarczy? O wpływie na przyszłe emerytury (nieznacznym) pisałem poprzednio. Teraz parę słów o wpływie na wzrost.

Wszyscy, którzy zabierają głos w tej sprawie, przedstawiają swoje oceny – od hurraoptymistycznych czyniących z OFE maszynkę do generowania inwestycji i wzrostu PKB po pesymistyczne, mówiące o maszynce do generowania długu publicznego i wzrostu podatków. Kto mówi prawdę, a kto kłamie? Nie kłamie nikt. Ekonomiści stosują po prostu różne założenia. Funkcjonowanie OFE powoduje, że minister finansów musi co roku przekazywać im z budżetu znaczne kwoty, zwiększając deficyt i dług publiczny. Z kolei OFE przynajmniej część tych pieniędzy inwestują w gospodarce. Pytanie, co dalej? Jeśli założymy, że minister finansów i tak planuje tak duży deficyt, jak się tylko da sfinansować, to wydatek na OFE musi skompensować ograniczeniem innych. Ogranicza wydatki konsumpcyjne, przekazuje za to środki do OFE, które je inwestują. A to oznacza przymusową zmianę struktury wydatków państwa na bardziej prorozwojową i służącą szybszemu wzrostowi PKB – przy takim samym wzroście długu, jaki byłby i bez OFE.

Ale można zrobić i założenie odwrotne – że minister finansów ogranicza wydatki, jak się tylko da.  Skoro tak, to dodatkową wypłatę do OFE musi dodać do tego deficytu, który wynika z jego polityki i sytuacji gospodarczej. A skoro tak, to OFE nie generują żadnych dodatkowych oszczędności i inwestycji, bo ile one zaoszczędzą – o tyle rząd zwiększa dług.  Nawet jeśli inwestycje OFE przynoszą dodatkowy wzrost, to jego efekty są pożerane przez wzrost długu publicznego, pociągający za sobą wzrost stóp procentowych i podatków.

Ekonomiści są zazwyczaj w swoich sądach niezachwianie pewni.  Ja też swoje sądzę – i uważam, że istnienie OFE daje efekty wzrostowe lekko przewyższające koszty (niestety tylko nieznacznie).  Ale ja przynajmniej uczciwie mówię, jakie założenia prowadzą do takiego wniosku.

Opinie Ekonomiczne
Jak zaprząc oszczędności do pracy na rzecz konkurencyjnej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Blackout, czyli co naprawdę się stało w Hiszpanii?
Opinie Ekonomiczne
Czy leci z nami pilot? Apel do premiera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku