Nikt nie popycha nas w stronę przedsiębiorczości

Polski system edukacyjny, z pojedynczymi wyjątkami, jest całkowicie oderwany od rynku pracy – ocenia wspołtwórca Stowarzyszenia Polska Młodych.

Publikacja: 06.09.2013 02:02

Nikt nie popycha nas w stronę przedsiębiorczości

Foto: materiały prasowe

Pracodawcy wolą absolwentów, którzy są wyuczeni konkretnego zawodu. Mniej interesuje ich umiejętność krytycznego myślenia, skłonność do refleksji i inne miękkie kompetencje.

Z punktu widzenia rynku pracy należałoby więc poświęcać mniej czasu kierunkom naukowym, a więcej czasu kierunkom zawodowym przygotowujących specjalistów w konkretnych dziedzinach. Rynek pracy nie jest czuły na delikatną naturę nauk teoretycznych, których ograniczanie spowodowałoby śmierć poprzez zaniedbanie. Uniwersytet z założenia miał być miejscem kultu nauki.  Nauka  albo będzie traciła na tym, że mieszka pod jednym dachem ze „szkołą zawodową", albo uczelnie wciąż będą produkowały „etatowych pracowników" i „myślących bezrobotnych".

Niepraktyczne kierunki

Badania polskich przedsiębiorców, które opublikowałem wraz z Kamilem Lipińskim w książce „Style życia i porządek klasowy", zaskoczyły nas bardzo z jednego powodu. Spośród naszych respondentów, dziś poważnych biznesmenów, prawie wszyscy byli absolwentami kierunków „niepraktycznych": filozofii, socjologii czy matematyki. Żaden nie zajmował się dziedziną, którą sugerowałyby jego studia wyższe. Tu powstaje kolejne pytanie. Ilu studentów po dyplomie rzeczywiście zajmuje się zawodowo tym, w czym specjalizowali się na studiach? Czy inwestycja w ich edukację nie okazuje się nietrafioną, kiedy zaczynają pracę inną, niż wynikałaby z ich dyplomu?

Przykład przedsiębiorców obrazuje też coś innego. Najważniejsza jest własna inicjatywa. Może należałoby przestać zastanawiać się, co zrobić, żeby naszym bezrobotnym absolwentom znaleźć pracę, a zacząć myśleć, jak doprowadzić do tego, żeby sami ją sobie tworzyli? Bezrobotna młodzież to problem podwójnie bolesny. Stanowi obciążenie dla systemu socjalnego i jest gigantycznym, niewykorzystanym kapitałem. Refleksja wypływająca z drugiego problemu powinna jeszcze poważniej zastanawiać.

Wygodne życie

Ale do przedsiębiorczości nikt młodych ludzi nie popycha. W liceum nauczyciel każe uczniom liczyć, czy bardziej opłacalny w McDonald's jest zestaw czy BigMac i frytki oddzielnie. Żart czy przygotowanie do pracy w Macu? Wyzwolone z komunizmu pokolenie rodziców dmuchało i chuchało, żeby zorganizować nam wygodne życie. Niech się więc czytelnik nie spodziewa, że nagle, beztroscy, zaczniemy sami wychodzić z inicjatywą.

Proponuję zacząć wcześniej. W liceum. Wtedy umysły można jeszcze formować. Jako Stowarzyszenie Polska Młodych tworzymy stypendium Choćby Dla Własnej Przyszłości (chdwp.pl). Firma szkoleniowa MT&DC szkoli naszych stypendystów z zakresu zarządzania korporacyjnymi projektami. Robi to za darmo. Po  odbyciu szkolenia licealiści organizują własne projekty społeczne. Stają się przedsiębiorcami społecznymi. W tym roku pięć projektów dotarło do kilkunastu tysięcy ludzi. Promowali niszowe miejsca kultury czy namawiali wandali do kreatywnego wykorzystania swojej destrukcyjnej energii. Zrobili coś dla społeczeństwa. My mówimy im, że zrobili też coś dla siebie. Nauka w działaniu jest najskuteczniejsza. „Choćby Dla Własnej Przyszłości" nauczyli się, jak konstruować budżety, minimalizować ryzyka i organizować pracę. Dopiero kończą licea, a praca sama ich szuka.

Konieczne zmiany

Albo rozdzielmy naukę od rynku pracy, albo stwórzmy taki system edukacyjny, który będzie z rynkiem pracy współpracował. I to od najmłodszych lat. Dziś nikt nie pyta, czy rynkowi pracy nie podporządkować już nauki w liceum.

Tak naprawdę polski system edukacyjny jest całkowicie oderwany od rynku pracy. Z pojedynczymi wyjątkami. Np. Szkoła Główna Handlowa nawiązuje partnerstwa z dużymi firmami doradczymi. Ale już na kulturoznawstwie na UW wymaga się, żeby praktyki „miały związek z kulturą", a filozofom proponuje się staż u boku bibliotekarza. To dowód na traktowanie bezrobocia i praktyk studenckich bezrefleksyjnie.

Ale kto ma dziś czas na refleksję? Absolwenci wysyłają dziesiątki CV i nie mogą się doczekać odpowiedzi z firm. Z kolei pracodawcy narzekają na inflację dyplomów. A politycy czytają memorandum dotyczące gazociągu w Polsce. Bez zrozumienia.

Pracodawcy wolą absolwentów, którzy są wyuczeni konkretnego zawodu. Mniej interesuje ich umiejętność krytycznego myślenia, skłonność do refleksji i inne miękkie kompetencje.

Z punktu widzenia rynku pracy należałoby więc poświęcać mniej czasu kierunkom naukowym, a więcej czasu kierunkom zawodowym przygotowujących specjalistów w konkretnych dziedzinach. Rynek pracy nie jest czuły na delikatną naturę nauk teoretycznych, których ograniczanie spowodowałoby śmierć poprzez zaniedbanie. Uniwersytet z założenia miał być miejscem kultu nauki.  Nauka  albo będzie traciła na tym, że mieszka pod jednym dachem ze „szkołą zawodową", albo uczelnie wciąż będą produkowały „etatowych pracowników" i „myślących bezrobotnych".

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację