Dzisiaj jednak przychodzi mi stanąć w obronie górnictwa. Nie tylko dlatego, że stopniowo poprawia swój wizerunek i niektóre wskaźniki. Także dlatego, że jest ostro i bardzo niesprawiedliwie atakowane. Robi to przede wszystkim instytucja, która, jak się wydaje, jest „skazana" na obiektywizm, bo jest agencją informacyjną.
Reuters, bo o nim tutaj mowa, ostatnio koncentruje się na naukowych (?) raportach godzących w nasz interes gospodarczy. Najpierw był to raport o budowie dróg w Polsce, którego nieprawdziwe tezy zostały już solidarnie obśmiane przez polskie media. Kilka dni później pojawił się raport o polskiej energetyce. Jego autorzy twierdzą, że nasz kraj jest skansenem świata, bo opiera swoją gospodarkę na energetyce węglowej, a na dodatek „znajduje się w grupie państw UE najbardziej niechętnych ograniczaniu zużycia paliw kopalnych w ramach walki z globalnym ociepleniem". A przecież „odejście od energetyki węglowej mogłoby pomóc w realizacji wielu aktualnych celów UE".
Reuters nie tylko ocenia. Daje nam także dobre rady, co powinniśmy zrobić. A mianowicie w ciągu kilkunastu lat powinniśmy zainwestować 264 mld dolarów, aby do 2030 r. zmniejszyć o połowę spalanie węgla w elektrowniach. Węgiel powinniśmy zastąpić energetyką wiatrową, wodną, geotermalną, słoneczną i biomasą, co dałoby dodatkowe 100 tys. miejsc pracy. Reuters wprawdzie przyznaje, że koszt byłby bardzo wysoki (na inwestycje w odnawialne źródła energii musielibyśmy wydawać ok. 4 proc. PKB rocznie), dwukrotnie przewyższałby wydatki na rozwój energetyki konwencjonalnej, ale jak twierdzi, „w długim okresie byłoby to dla Polski opłacalne".
W szczegóły Reuters nie wchodzi. Nie interesuje go to, czy cały zabieg jest techniczne wykonalny; słońce świeci u nas rzadko, wód geotermalnych nie udało się znaleźć nawet ojcu Rydzykowi, biomasę trudno spalać w dużych elektrowniach, a na postawienie dostatecznej liczby wiatraków zabrakłoby w Polsce miejsca (abstrahując od faktu, że wiatr nie zawsze wieje, a wiatraki są oprotestowane przez grupę ekologów przekonanych, że odbierają one mleko krowom). Oczywiście nie ma także mowy o ekonomicznych i społecznych skutkach likwidacji połowy kopalń. Nie wiadomo, czy skutki te nie byłyby większe niż zapowiadane korzyści.
Zbieżność owego „raportu" z dwoma faktami: warszawską konferencją klimatyczną i zaostrzającą się walką na rynku energetycznym niekoniecznie jest przypadkowa. Nie wiem, czy przypadkowa jest zbieżność czasowa i merytoryczna tez Reutersa i artykułu Marcina Stoczkiewicza „Polska krucjata ekologiczna", opublikowanego w „Gazecie Wyborczej".