To już dziś potężne kwoty, które z roku na rok będą coraz większe. Z jednej strony może to być bolesne dla Polaków, bo każda złotówka, która wpływa do państwowej kasy, została wypracowana – w bardziej pośredni czy bezpośredni sposób – przez nas, podatników. Opodatkowane jest bowiem już chyba wszystko – każdym dochodem musimy się dzielić z państwem, a dodatkowo przecież płacimy za niektóre usługi publiczne.
Z drugiej jednak strony redystrybucyjna rola państwa jest konsekwencją pewnej umowy społecznej. Dziś trudno wyobrazić sobie kraj z płatnymi szkołami podstawowymi i płatnymi wizytami u lekarza, bez policji, ale za to z koniecznością samodzielnego odkładania na emeryturę. Co więcej, nasze oczekiwania co do roli, jaką pełni państwo, rosną. Chcemy, by wypełniało ono swoje usługi coraz bardziej efektywnie i zajmowało się coraz to nowymi obszarami życia; oczekujemy w zasadzie, że będzie nas chronić przed wszystkimi i wszystkim.
Spełniając te oczekiwania, państwo będzie rosło w siłę, wydając coraz więcej i więcej. I zawsze będzie miało dobre uzasadnienie... Ale tym bardziej musimy rozliczać władzę z tego, jak dzieli nasze pieniądze, pilnować i patrzeć na ręce, tak by publiczny grosz nie był marnotrawiony. Na razie nie jest z tym najlepiej. Brakuje i społecznej kontroli, i rzetelnej debaty, gdzie nakłady publiczne mogą być mniejsze. Nowy minister finansów Mateusz Szczurek zapowiedział przegląd wszystkich wydatków w sektorze finansów publicznych. To budzi nadzieje, że może uda się je zmniejszyć tam, gdzie wydają się zbędne, źle skierowane, nadużywane itp. To jednak arcytrudne zadanie. Ministrowi trzeba mocno kibicować, aby się udało.