Święta to czas podróży. I ja wybrałam się na drugi koniec Polski w odwiedziny. Trasa liczyła prawie 600 km, więc czasu i tematów do obserwacji było aż nadto. Pierwsza obserwacja okazała się smutna: Polska nieprzykryta śniegiem pozostaje krajem brudnym.
Nawet w okresie najbardziej wyczekiwanych i hołubionych świąt Polacy nie przestają zaśmiecać poboczy dróg, przystanków i brzegów lasów. Gminy nie wykorzystują braku śniegu na sprzątanie publicznych miejsc; obywatele posprzątali wprawdzie swoje mieszkania i domy, ale obok walających się petów, papierów i worków foliowych przechodzą obojętnie. Ot taka świąteczna niewrażliwość.
Obserwacja druga dotyczy cen paliw na mijanych stacjach benzynowych. W Olsztynie za litr 95 trzeb było przed świętami zapłacić 5,39 zł (stacja PKN Orlen) lub 5,34 zł (Neste). Tymczasem w oddalonym od Olsztyna o 180 km Płocku - siedzibie koncernu PKN Orlen ta sama benzyna była na stacjach koncernu...droższa o 5 gr i więcej.
Zatrzymałam się na płockiej stacji naszego narodowego giganta paliwowego, bo ta petrozagadka dręczyła mnie ogromnie. Na moje pytanie dlaczego w mieście, gdzie produkuję się rozwożoną potem po całym kraju benzynę, kosztuje ona drożej niż poza nim, miła pani tylko rozłożyła ręce. „Wielu klientów o to pyta, ale my nie wiemy" odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem. Wyszłam więc ze stacji bez odpowiedzi, ale za to z kubkiem naprawdę dobrej kawy.
Dalej było to samo. Im dalej od Płocka w kierunku naszej zachodniej granicy, tym benzyna Orlenu była tańsza. Ten sam Orlen, który w Płocku inkasuje 5,44 zł za litr, we Wrocławiu bierze 5,13 - 5,20 zł. A przecież paliwo trzeba tu wieźć przez jakieś 250 km, co oznacza dodatkowe koszty.