To efekt zmian cywilizacyjnych: każdy coraz bardziej się spieszy, na robienie kanapek do pracy szkoda nam czasu. Zarazem coraz więcej Polaków chodzi do restauracji, barów, fast foodów. Furorę robią wszelkiej maści bary z przekąskami: świeżymi, apetycznymi i w ogromnym wyborze. I choć ceny nie wszystkim mogą wydawać się dostępne, pełno w nich młodzieży, dla której śniadanie w fast foodzie powoli staje się elementem stylu życia.
Piekarze powoli też to zauważają. Coraz więcej dużych i popularnych piekarni nie tylko sprzedaje pieczywo. Chcąc przyciągnąć klienta, powiększają lokal, wstawiają kilka stolików, ekspres do kawy i mikrofalówkę. Niewielka inwestycja może się mocno opłacać: kto usiądzie, to pewnie przyjdzie zjeść jeszcze raz, może tez zrobić większe zakupy i będzie zaglądał częściej.
Ale jest też druga strona problemu: o dobre pieczywo coraz trudniej. Rozwój dużych, sieciowych piekarni wykańcza małe zakłady i pogarsza jakość dostępnego na rynku produktu. Widać to zwłaszcza w przypadku marketów: kupowane np. w jednej z markowych sieci delikatesów bułki mogą być świeże i ciepłe, co nie znaczy, że są smaczne. Na drugi dzień stają się praktycznie niejadalne. Podobnie jak chleb, który przy krojeniu się rozsypuje.
Gdy zapytałem kiedyś, dlaczego bagietki wyjmowane z pieca są białe i niedopieczone, usłyszałem: pieczemy zgodnie z wymogami technologii. Tyle że taki wyrób z prawdziwą bagietką nie ma nic wspólnego.
Ten trend już się nie odwróci. Piekarni z naprawdę dobrym pieczywem trzeba już szukać ze świecą. A jeśli już się taką znajdzie, trzeba przyjechać wcześniej i odstać w kolejce, bo amatorzy dobrego chleba nie wykruszają się tak szybko jak dobrzy piekarze.