W dodatku outsourcing staje się naszą narodowa branżą i ciągnie nasz wzrost gospodarczy. Czyli jak w znanych bon motach reklamowych – trzy w jednym: nowoczesność, innowacyjność i użyteczność społeczna.
Zacznijmy od definicji. Jest to wyodrębnienie pewnych funkcji poza granice prawne, a bywa i ekonomiczne, firmy, która stosuje outsourcing. Odbywa się to na dwa sposoby.
Pierwszy: poprzez organizacyjne wydzielenie i ekonomiczne usamodzielnienie niektórych komórek funkcjonalnych, które robią to samo co przedtem, ale rozliczają na zasadach rynkowych to, co w starej strukturze było tzw. przepływem wewnętrznym. Prosty zabieg ma doprowadzić do tego, że jest taniej. Może się on skończyć wchłonięciem na powrót wydzielonej komórki lub częściowym – albo nawet pełnym – zdublowaniem jej funkcji w starej strukturze. W takim wypadku efekt finalny jest odwrotny od oczekiwanego, czyli koszty wzrosną. Ten typ można określić jako outsourcing pozorny.
Bywa jednak, że wydzielona komórka, zmuszona zmniejszającymi się zamówieniami firmy matki, zaczyna pozyskiwać nowych zleceniodawców i osiąga znaczny wzrost efektywności, wykorzystując efekt rosnącej skali działalności. Istnieją też przykłady sukcesów rynkowych firm zakładanych tylko w tym celu. Ten typ można nazwać outsourcingiem właściwym.
Z logiki wynika, że outsourcing, obniżając koszty u zleceniodawców, zwiększa bezrobocie. To, co robiło wiele osób w różnych firmach, robi mniej pracowników w jednej. Tak się dzieje, jeśli zlecenia są w obrębie jednej gospodarki. Jeśli jednak napływają zlecenia z zagranicy, skutek może być inny. Obfitość zleceń zagranicznych może spowodować, że więcej osób dostanie pracę w firmach outsourcingowych, niż straci ją u krajowych zleceniodawców.