Biega do nauczycieli i wykłóca się o stopnie. Wszędzie wozi samochodem. Odrabia z dzieckiem lekcje, a czasami za dziecko. Jak jest konkurs na najpiękniejszą dynię z okazji tradycyjnego polskiego święta Halloween, to oczywiście mama robi superdynię, żeby dziecko wygrało.
W tym nowoczesnym modelu rodziny w ostatniej klasie rodzice przenoszą dziecko do innej szkoły, żeby zwiększyć jego szanse na dostanie się do najlepszego liceum, bo na przykład dzięki temu będzie miało lepsze oceny na koniec szkoły w słabszym gimnazjum i więcej punktów w konkursie do liceum. W jednym z gimnazjów na egzaminach wstępnych dziecko musi przedstawić swoje hobby. Ale co zrobić, jeśli dziecko nie ma prawdziwej pasji, w tym wieku to przecież normalne. Oczywiście rodzice szybko tworzą fikcyjne hobby, żeby dziecko miało więcej punktów. Potem dziecko przynosi folder z hobby na rozmowę, nic o nim nie wie i płacze ze wstydu.
Rodzice, szczególnie w Mazowieckiem, nagminnie załatwiają zdrowym dzieciom zaświadczenie o dysleksji, bo to daje dodatkowe pół godziny na egzaminie. A dzieci mniej nowoczesnych rodziców pytają się potem w domu: – Mamo, tato, czy to jest uczciwe?
Sprawdzałem dane kilka lat temu – odsetek dyslektyków w Mazowieckiem jest kilkakrotnie wyższy niż na Podkarpaciu. Jakaś plaga? Nie, po prostu na Podkarpaciu mamy tradycyjny model wychowania dziecka, w którym nie ma miejsca na cwaniactwo i oszukiwanie.
Zastanówmy się przez chwilę, czego uczą się dzieci, obserwując zachowania takich nowoczesnych rodziców.