I choć to ostatnie jest prawdą – i nie zmieni się co najmniej do 2020 roku –  to liczby nie kłamią. Dziesięć lat członkostwa Polski w UE to czas olbrzymich zmian na wsi. ?W 2013 r. realny dochód na jednego zatrudnionego w gospodarstwie był o 190 proc. wyższy niż w 2003 r. Pozwoliło to zmniejszyć dystans między wsią a miastem.

Jest jednak także drugie, znacznie mniej atrakcyjne, oblicze polskiej wsi. System unijnych dopłat bezpośrednich – premiujący głównie samo posiadanie ziemi – w połączeniu z brakiem głębokiej reformy KRUS i podatku dochodowego sprawił, że nadal mamy rzeszę małorolnych gospodarzy mających niewiele lub nic wspólnego  z działalnością rynkową. Z ostatniego powszechnego spisu rolnego wynika, że w 2010 r. udział gospodarstw powyżej 50 hektarów (czyli tych, które są w stanie produkować dużo i tanio) wynosił nadal zaledwie 1,4 proc. Małych gospodarstw wprawdzie ubywało, ale wciąż co piąte miało nie więcej niż 1 ha. ?A w gospodarstwie liczącym kilka hektarów można co najwyżej wegetować lub dorobić sobie do pensji ?– w 2013 r. poza rolnictwem pracowało więc aż 460 tys. osób z rodzin prowadzących gospodarstwa.

Bez dużych, silnych gospodarstw sytuacja naszego rolnictwa z pewnością będzie gorsza. Nie wystarczy już bowiem apetyt naszych najbliższych sąsiadów, by zwiększać eksport. Teraz trzeba zacząć walczyć o rynki globalne.

Dobrze, że dostrzegł to minister rolnictwa Marek Sawicki, który planuje dodatkowe wsparcie właścicieli średnich gospodarstw – liczących od 12 do 83 ha. Jest szansa, że przyspieszy to łączenie  gospodarstw. Pomysłów, jak uczynić polską wieś  bardziej konkurencyjną, resort rolnictwa ma zresztą więcej. Jednym z nich są premie dla właścicieli najmniejszych gospodarstw w zamian za rezygnację z działalności rolniczej. Ich ziemia miałaby trafić do tych, którzy chcą się rozwijać, a nie tylko pobierać unijne dopłaty.