Reklama
Reklama

Dlaczego postęp omija administrację publiczną

Gdy pojawiły się pierwsze telewizory plazmowe, kosztowały majątek, tyle co nowy samochód. Minęła dekada i lepszy telewizor, znacznie bardziej zaawansowany, można kupić za 10 proc. ceny.

Publikacja: 09.08.2014 10:19

prof. Krzysztof Rybiński, Rektor New Economic University w Ałmaty w Kazachstanie

prof. Krzysztof Rybiński, Rektor New Economic University w Ałmaty w Kazachstanie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Kiedyś studia z informatyki na jednej z najlepszych uczelni w tej dziedzinie na świecie – Georgia Tech – kosztowały kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Teraz w technologii e-learing można zdobyć dyplom magistra informatyki tej uczelni za 10 proc. tej ceny.

Postęp technologiczny pozwala na dostęp do coraz lepszych, coraz bardziej zaawansowanych technologicznie produktów i usług, za dużo mniejsze pieniądze niż 20 lat temu. To wielka korzyść dla przeciętnego konsumenta.

Ale jest jeden sektor, który wyłamuje się z tego trendu. Ten sektor ignoruje nowe technologie, zatrudnia coraz więcej osób, jest coraz gorzej zarządzany i kosztuje obywateli coraz więcej pieniędzy. To administracja publiczna.

W 1990 r., gdy nad polską ziemią unosiły się jeszcze opary socjalizmu, według oficjalnych danych było 158 tys. urzędników wszystkich szczebli. Minęło nieco ponad 20 lat i armia urzędników liczy sobie 500 tys. W międzyczasie pojawił się internet, smartfony, pokolenia X, Y i XD, a administracja publiczna jakby ignorowała te trendy.

20 lat temu, żeby coś załatwić w banku, trzeba było pójść do oddziału. Teraz wszystko załatwiamy przez internet. Czynności bankowe, które kiedyś absorbowały kilka osób i trwały tydzień, dziś absorbują jedną osobę (lub zero), serwer i trwają kilka godzin.  A w urzędach, tak jak kiedyś, prawie nic nie można załatwić przez internet, trzeba pojechać osobiście. Rośnie liczba przepisów, rośnie liczba urzędników, rosną podatki, zamiast przyjaznego państwa mamy nieprzyjazne draństwo.

Reklama
Reklama

Dlaczego tak się dzieje? Wyjaśnienie jest proste. Sektor prywatny dąży do zwiększenia efektywności, sektor publiczny dąży do zwiększenia swoich wpływów i zatrudnienia. Efektywność ignoruje, bo przecież za wszystko płaci państwo, czyli podatnik, czyli nikt.

Wiele lat temu postulowałem przeprowadzenie pewnego eksperymentu. Oddajmy zarządzanie jednego z urzędów w prywatne ręce. Może to być spółka zawiązana przez grupę urzędników obecnie w nim pracujących. Szef urzędu dostałby do dyspozycji taki budżet jak rok wcześniej, ale pomniejszony o 10 proc. Miałby świadczyć usługi, które gwarantują nie mniejszy poziom satysfakcji klientów urzędu niż rok wcześniej.

Łatwo sobie wyobrazić, jakie byłyby efekty. Wzrost poziomu usług, wzrost satysfakcji klientów, spadek zatrudnienia, wzrost efektywności. Jak w sektorze prywatnym.

Dlaczego politycy nie chcą przeprowadzić tego eksperymentu? No dlaczego?

prof. Krzysztof Rybiński rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie

Kiedyś studia z informatyki na jednej z najlepszych uczelni w tej dziedzinie na świecie – Georgia Tech – kosztowały kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Teraz w technologii e-learing można zdobyć dyplom magistra informatyki tej uczelni za 10 proc. tej ceny.

Postęp technologiczny pozwala na dostęp do coraz lepszych, coraz bardziej zaawansowanych technologicznie produktów i usług, za dużo mniejsze pieniądze niż 20 lat temu. To wielka korzyść dla przeciętnego konsumenta.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Opinie Ekonomiczne
ArcelorMittal odpowiada Instratowi
Opinie Ekonomiczne
Mikołaj Fidziński: Odrętwiały rynek pracy
Opinie Ekonomiczne
Greenpeace: Strategia PGE, czyli węgiel Schroedingera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Modlin odbudowuje się po PiS-ie
Opinie Ekonomiczne
Monika Różycka: Taniec zamiast rozkazu. O modelach przywództwa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama