Bez zasadniczej poprawy jakości i zwiększenia przejrzystości dynamicznie rozwijający się rynek obligacji przedsiębiorstw w Polsce czeka nieuchronna katastrofa. Zapobiec jej mogą tylko szybkie i odważne działania, takie jak powołanie niedawno agencji ratingowej przez Giełdę Papierów Wartościowych. Bez tych działań powtórzy się scenariusz znany z rynku NewConnect, tylko ze znacznie groźniejszymi konsekwencjami.
Dzięki uruchomieniu przez GPW rynku Catalyst we wrześniu 2009 r. w ostatnich latach nastąpił niezwykle dynamiczny rozwój rynku obligacji przedsiębiorstw. Wartość znajdujących się w obrocie emisji wzrosła z zaledwie 1,4 mld zł we wrześniu 2009 r. do 59 mld zł na koniec lipca 2014 r. Biorąc pod uwagę potrzeby finansowe polskich firm i porównując nasz rynek z bardziej rozwiniętymi, wydaje się, że w nadchodzących latach czeka nas jego dalszy dynamiczny rozwój.
Powtórka z historii
Niestety, od samego początku publicznego rynku obligacji w Polsce jego wielką bolączką była niska jakość i brak przejrzystości znacznej części emisji, zwłaszcza w segmencie przedsiębiorstw małych i średnich. Grozi to powtórzeniem dobrze znanego scenariusza: rynek najpierw dynamicznie się rozwija, a następnie wskutek skandali korporacyjnych i utraty pieniędzy przez szeroki krąg inwestorów przychodzi gwałtowna erozja zaufania i destabilizacja całego rynku. W kolejnym kroku następuje zaostrzenie regulacji skutkujące znacznym zwiększeniem obciążeń administracyjnych dla emitentów. Chociaż zazwyczaj to wcale nie brak regulacji był główną przyczyną problemów, lecz nieprzestrzeganie dotychczasowych oraz lekkomyślność i brak wyobraźni uczestników rynku. Problem dotyczy zarówno doradców i firm inwestycyjnych, niedochowujących należytej staranności przy przeprowadzanych transakcjach, jak i inwestorów, którzy nie wymuszają odpowiedniej jakości na emitentach i podmiotach oferujących. Odbudowa zaufania, od której zależy dalszy rozwój rynku, nie jest łatwa i może zająć lata.
Będzie ?bardziej bolało
Podobny schemat w przypadku rynku Catalyst może się odbić znacznie mocniejszą czkawką niż w przypadku NewConnect. Przede wszystkim osoby inwestujące w akcje spółek notowanych na „małej giełdzie" miały świadomość, że na inwestycjach tych mogą ponieść duże straty. Tego samego nie można powiedzieć o osobach inwestujących bezpośrednio i pośrednio (m.in. przez fundusze obligacji) w obligacje przedsiębiorstw notowane na Catalyst. Jestem przekonany, że ogromna większość z nich nie dopuszczała nawet myśli, że może stracić znaczną część lub wręcz całość zainwestowanego kapitału. Uświadomienie sobie tego faktu może dla wielu być szokiem. Część inwestorów namawiana była bowiem do ulokowania pieniędzy w emisje obligacji czy jednostki funduszu obligacji, przedstawiane jako bezpieczna i jednocześnie bardziej zyskowna alternatywa dla lokaty bankowej.
Każdy, kto miał bliższą styczność z emisjami obligacji małych i średnich przedsiębiorstw na rynku Catalyst, może wskazać wiele występujących na nim zjawisk patologicznych. Przy znacznej części emisji praktycznie nie istnieje proces badania sytuacji emitenta w celu dochowania należytej staranności (tzw. due diligence). Zakres i jakość informacji (w tym informacji finansowych) jest często na bardzo niskim poziomie, nie tylko uniemożliwiającym zrozumienie sytuacji, wyników i perspektyw emitenta obligacji, ale także czasem podającym w wątpliwość wiarygodność tych informacji. Prognozy wyników finansowych na kolejne lata przedstawiane inwestorom na potrzeby emisji są równie „podkręcone" jak na NewConnect. W segmencie małych i średnich emisji próżno też szukać przykładów instrumentów z ratingiem jakiejkolwiek agencji (ratingi dotyczące obligacji przedsiębiorstw towarzyszą praktycznie jedynie największym emisjom na naszym rynku).