Nowa jest tylko technologia – kierowcę z pasażerem łączy aplikacja smartfonowa. Ale podobnie jak wtedy wożenie „łebków", tak i dziś system Uber może oznaczać kłopoty z prawem.

Oficjalnie przepisy mają na celu zapewnienie jakości usług i bezpieczeństwa pasażerów taksówek. W gruncie rzeczy jednak ograniczają konkurencję, a korporacjom taksówkarskim ułatwiają utrzymanie wysokich cen. Na oporze tego silnego lobby połamała zęby deregulacyjna krucjata Jarosława Gowina. Wolny rynek przegrał z interesami samorządowców (głównie Warszawy, do której należy Miejskie Przedsiębiorstwo Taksówkowe). Konkurencyjny wobec TAXI przewóz osób został zepchnięty do defensywy.

Dziś wyzwanie taksówkarskiemu oligopolowi w Polsce rzuca Uber, proponując pasażerom i kierowcom podzielenie się słonymi marżami pobieranymi przez korporacje. To, co nie wyszło Gowinowi, może udać się Uberowi, ale pod jednym warunkiem: że firma zdoła zebrać wystarczająco wielu kierowców i pasażerów. Co może nie być łatwe, skoro od rejestrujących się żąda podania numeru karty kredytowej. Zaufaniem klientów też rządzi wolny rynek.