Przedsiębiorcy oceniają koniunkturę raczej pozytywnie. Co prawda oceny dotyczące przemysłu, budownictwa i handlu detalicznego są nieznacznie gorsze niż w czerwcu, ale utrzymały się na stosunkowo wysokim poziomie z lipca (budownictwo: plus 5). W handlu hurtowym jest nawet lepiej, bo w porównaniu z lipcem wskaźnik się nieznacznie poprawił. Dodajmy, że w każdym przypadku oceny są wyraźnie korzystniejsze niż przed rokiem.
Jest to zasadniczo zgodne z danymi dotyczącymi sfery realnej. W lipcu produkcja przemysłowa wzrosła w ujęciu miesięcznym o 2 proc. W podobnej skali zwiększyła się sprzedaż detaliczna. W pierwszym półroczu przychody były wyższe o 2,5 proc., a inwestycje aż o 14,4 proc.
W pesymizm popadli natomiast konsumenci. Sierpień był drugim z kolei miesiącem, w którym pogorszyły się nastroje konsumenckie. Co ważne, bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej spadł mniej, bo tylko o 2,4 pkt proc., osiągając poziom minus 19,5. Natomiast 12-miesięczny wskaźnik wyprzedzający zmalał aż o 3,8 pkt proc. i wynosi minus 25. Dane te pozostają w pewnej sprzeczności ze wskaźnikami dotyczącymi sfery realnej. Bo stopa bezrobocia po raz pierwszy od trzech lat spadła poniżej 12 proc., a przeciętne wynagrodzenie wzrosło w lipcu o 3,5 proc., licząc rok do roku, i o 4 proc. w skali miesięcznej. Do tego dochodzi oczywiście deflacja i malejące wydatki na codzienne zakupy. Nie jest to jedyny przejaw schizofrenii. Populacje konsumentów i producentów w pewnym stopniu się pokrywają. Tak duża rozbieżność między danymi sugeruje, że Polak w pracy się cieszy, a jak wraca do domu, ogarnia go smutek. Wprawdzie więcej kupuje, lecz zapowiada, że w przyszłości będzie się ograniczać. Deklaracje konsumenckie, które są podstawą wyliczenia wskaźnika koniunktury, zawierają pewną sprzeczność. Rodacy deklarują bowiem stosunkowo wysoką ocenę swojej sytuacji materialnej i dobre perspektywy na przyszłość. Poprawia się ocena możliwości oszczędzania pieniędzy. Wskaźnik wzrósł o 2 pkt proc. do poziomu najwyższego w historii badań. Można nawet pokusić się o ostrożną ocenę, że być może maleje u nas skłonność do konsumpcji, a rośnie skłonność do oszczędzania.
Optymizm nigdy nie był naszą mocną stroną. Jednak tak duży wzrost pesymizmu bez mocnego uzasadnienia ekonomicznego musi mieć jakieś wytłumaczenie.
Swoje zapewne robi znana skłonność mediów do przedstawiania rzeczywistości i jej przyszłego kształtu w czarnych barwach (osobiście staram się nigdy tego nie czynić). Na przykład ostatnio pojawiły się apokaliptyczne wizje skutków rosyjskiego embarga i spadku eksportu jabłek oraz kapusty.