Nominacja premiera Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej to niewątpliwie jego olbrzymi osobisty sukces. Sukces, którego z pewnością by nie było, gdyby nie relatywnie wysoki wzrost gospodarczy osiągnięty przez Polskę w warunkach globalnego kryzysu. Dziś PKB naszego kraju jest w ujęciu realnym około 15 proc. większy niż w 2008 r. Następnych w tym rankingu Szwecji i Malty – już jedynie o ok. 7 proc. większy, a całej Unii – o ok. 1 proc. mniejszy.
Jednak nie można nie zauważyć, że w trakcie wcześniejszego pięcioletniego okresu skumulowany wzrost wyniósł w Polsce 30 proc. Z tej bardziej odpowiedniej perspektywy osiągnięcia ostatnich lat potwierdzają przysłowie głoszące, że w krainie ślepców jednooki jest królem.
Kluczowy punkt naszego rozwoju
Filarami tego relatywnego – na tle innych krajów europejskich – sukcesu gospodarczego ostatnich lat stały się: efektywne wykorzystanie funduszy unijnych, elastyczność działających w Polsce firm oraz posiadanie własnej waluty, która w kluczowych momentach kryzysu odgrywała rolę naturalnego stabilizatora.
Zamiast zadbać o budowę podstaw trwałej konkurencyjności gospodarki, woleli się skoncentrować na zagadnieniach drugoplanowych, brylowaniu na europejskich salonach i rozdawaniu kiełbasy wyborczej
Pozytywne wyróżnienie się na tle innych państw Europy podniosło rangę międzynarodową naszego kraju, czego wyrazem jest m.in. ostatnia nominacja premiera. W tym znaczeniu jego sukces jako polityka rozpoznawalnego na arenie światowej to także sukces Polski i jej międzynarodowego wizerunku.