Od roku 2008, w którym wybuchł światowy kryzys i wszyscy – od szeregowych obywateli po firmy duże i małe – zaczęliśmy ostro oszczędzać, urzędy wynajęły w Warszawie tyle biur, ile pomieściłyby dwa Pałace Kultury i Nauki. Z reguły urzędnicy potrafią znaleźć tysiąc i jedno wytłumaczenie: mają coraz więcej zadań, a więc potrzebują więcej ludzi, więcej biurek, chcą pomieścić pod jednym dachem biura rozsiane po całej Warszawie itp., itd. I Bizancjum rośnie.

A będzie rosło dalej, bo biuraliści ochoczo odpowiadają na każde żądanie, by państwo zajmowało się wciąż nowymi dziedzinami życia. Regulowało, nadzorowało, decydowało w imieniu obywateli. Pamiętacie te pretensje, że nikt nie ostrzegł tysięcy chciwych inwestorów, którzy zanieśli pieniądze do Amber Gold? A przecież nikt ich nie zmuszał, sami zwolnili się z myślenia.

Nawet hasła w rodzaju „państwo nie działa", z pozoru bijące w urzędy i urzędników, w gruncie rzeczy im pomagają. Bo skoro nie działa, to trzeba tego państwa więcej i więcej ludzi, którzy będą to robili w jego imieniu. I nowych biur, by ich wszystkich pomieścić. Ta nieumiejętność wzięcia przez Kowalskich odpowiedzialności za swój los jest podwaliną pod urzędnicze Bizancjum.

Jednocześnie nasze wszechwładne państwo, zagarniające wciąż nowe dziedziny, nie jest sobie w stanie poradzić z funkcjami, w których nikt go nie zastąpi. Sądownictwo? Dramat spraw ciągnących się w nieskończoność. Policja? Niby działa coraz lepiej, ale skoro tak, to dlaczego wydajemy aż 7 mld złotych rocznie na firmy ochroniarskie? Armia? Po latach uzawodowienia wojska dopiero teraz, w obliczu agresji Rosji na Ukrainę, wychodzi na jaw, że potrzeba grubych miliardów inwestycji, by było ono w stanie nas obronić.

Pomyślcie o tym, ?Drodzy Czytelnicy, zanim zażądacie, by państwo ?zajęło się czymś jeszcze. ?I oburzcie, że wynajmuje coraz więcej powierzchni ?w szklanych biurowcach Warszawy.