Coraz mniej zachodnich firm z uporem maniaka forsuje za wszelką cenę menedżerów z centrali do szefowania krajowym i regionalnym strukturom. Jest to zasada spotykana jeszcze dosyć często wśród firm francuskich, ale generalnie widać teraz znacznie większą otwartość na lokalne kadry – coraz częściej właśnie polskie.
Jeszcze kilka lat temu awans Polaka na szefa firmy obejmującej obszar Europy Środkowej i Wschodniej był wielkim wydarzeniem, komentowanym nie tylko w mediach. Dzisiaj to aż tak spowszechniało, że przebiłaby się dopiero informacja o kierowaniu przez naszego rodaka centralą międzynarodowej korporacji i to takiej powszechnie znanej. Z typowym w naszym kraju malkontenctwem trzeba zauważyć, że teraz na to jednak się chyba nie zanosi.
Ale faktem jest, że Polska nie jest dzisiaj odbierana przez wiele firm jako były kraj bloku sowieckiego, ale jako szybko rozwijające się nowoczesne państwo w sercu Europy.
Już wyobrażam sobie błoto wylewane w komentarzach po tym, kiedy napisałem, że nic się „w tym kraju" dobrego nie dzieje, że korupcja itp. Zalecam wyprawę na wschód od nas albo na południe w rejony bałkańskie, by zobaczyć, jak wyglądają kraje, gdzie nic się nie dzieje, i gdzie czas zatrzymał się na początku lat 90. XX w.
Polacy na tym porównaniu zyskują, doceniana jest nasza pracowitość. Tak drodzy czytelnicy, wizerunek pijanego nieroba odchodzi w przeszłość, choć oczywiście nadal są kontynuatorzy tej dumnej tradycji. Menedżerowie różnego szczebla nie tylko na opanowanych przez Polaków Wyspach Brytyjskich nie są już ewenementem. Jeśli ten trend się utrzyma, wedrą się kiedyś na szczyty biznesowej władzy.