Na froncie ukraińska armia ponosi jedną klęskę po drugiej: padł Krym, padł Donbas, padło lotnisko w Doniecku, padło Debalcewe. To wszystko oczywiście bolesne porażki. Ale też po prostu smutne potwierdzenie faktu, że po latach rozkradania wszystkiego, czym dysponowała znaczna kiedyś armia, dziś nie ma ona żadnych szans w militarnym starciu z armią Rosji.
Ale dla losów Ukrainy dużo ważniejsze jest to, co się dzieje z gospodarką. Według oficjalnych statystyk z kwartału na kwartał pogłębia się załamanie produkcji, a PKB jest o 15 proc. niższe niż rok temu. Rośnie za to w oczach inflacja sięgająca już 30 proc. – i nic dziwnego, skoro hrywna straciła w ciągu roku dwie trzecie wartości wobec dolara. Kraj traci resztki swoich rezerw dewizowych, co oznacza, że do drzwi puka otwarte bankructwo.
Ale i to nie jest wcale najważniejsze. Recesja i inflacja, nawet bardzo silne, są w końcu całkiem zrozumiałe w kraju, który znalazł się w stanie wojny z potężnym sąsiadem i stracił znaczną część terytorium. Zawieszenie obsługi długów również nie byłoby żadnym przełomowym wydarzeniem – Ukraina tak czy owak jest bankrutem, który w najbliższych latach może utrzymać się na powierzchni tylko dzięki pomocy finansowej Zachodu. Jeśli piszę o gospodarce jako o polu najważniejszej bitwy o przyszłość Ukrainy, mam na myśli coś innego.
Ukraina nie jest w stanie skutecznie przeciwstawiać się naciskowi potężnego sąsiada przede wszystkim dlatego, że zmarnowała 20 lat, podczas których można było zbudować fundamenty silnej gospodarki. Zamiast prywatyzacji – zaznała rozkradzenia majątku, który wpadł w ręce grupy oligarchów. Zamiast restrukturyzacji gospodarki – oparcia jej na przestarzałym przemyśle, zdolnym do konkurencji tylko pod warunkiem uzyskania sztucznie taniej energii z Rosji i utrzymywania bardzo niskich płac. Zamiast wprowadzenia podstawowych mechanizmów rynkowych, które wymuszałyby ekonomiczną racjonalność – utrzymania sztucznie zaniżonych cen energii, które prowadzą do niewiarygodnego marnotrawstwa i wydają kraj na pastwę gazowego szantażu.
Decydująca bitwa o przyszłość Ukrainy nie rozegra się na stepach nad Dońcem. Rozegra się w ukraińskich fabrykach, sklepach, bankach, elektrowniach i urzędach. Albo naród ukraiński zdobędzie się na trudne reformy tworzące podstawy zdrowej gospodarki i rozpocznie swój długi i żmudny marsz ku normalności, albo na długie dekady zrezygnuje z ambicji budowy silnego, dążącego do integracji z Zachodem państwa i w najlepszym razie zostanie gnębioną przez chroniczną nędzę strefą buforową między Rosją a Europą.