Choć rośnie oferta specjalistycznego doradztwa, to jednak z relacji przedsiębiorców wiem, że często decyzja o tym, co zrobić z rodzinną firmą, jest dla nich najtrudniejsza w życiu. Nie wszyscy mają kogo wskazać na następcę, bo rozleniwione dobrobytem dzieci czy wnuki nie mają ochoty na prowadzenie przedsiębiorstwa. Sprzedaż firmy oznacza także nagły zastrzyk gotówki, co dla wielu rodzin bywa destrukcyjne. Jak mówił mi jeden z prezesów, przekazanie dużych pieniędzy dziecku może mu po prostu zniszczyć życie. Dlatego on nie chciał, aby kwota przekazana córce była tak duża, by ta nie musiała już nigdy pracować.
Według badania Boston Consulting Group tylko 15 proc. przedsiębiorstw ma opracowany plan sukcesji. Wszyscy liczą, że jakoś się to rozwiąże, a przecież nagłe tragedie zdarzają się wszędzie. Przedsiębiorca jest w jeszcze trudniejszej sytuacji, ponieważ nagła śmierć, choroba czy wypadek rzutuje też na pracowników, kontrahentów itp.
Niejeden serial czy film został poświęcony problemom z sukcesją, powrotom synów marnotrawnych czy też spektakularnym wydziedziczeniom. Z historii opowiadanych w konferencyjnych kuluarach wiem, że rzeczywistość wcale nie musi być mniej barwna i dramatyczna niż telewizyjna fabuła. Jest tylko jeden sposób, aby zapobiec temu, by życie prezesa nagle nie zaczęło przypominać telenoweli – uwzględnienie w dokumentach sytuacji, gdy prezesa czy głównego udziałowca firmy zabraknie.
Jak mówi inny prezes: „Fakt, że myślę o tym, co się stanie z tysiącami moich pracowników po mojej śmierci, nie oznacza iż wybieram się na tamten świat". Oby takiej rozwagi nie zabrakło innym, tym bardziej że pokolenie rozpoczynające przygodę z biznesem w latach 80. zastanawia się już nad przekazaniem władzy.