I rzecz nie w tym, kto ma rację w tym sporze. Ale w tym, że dziennikarz przeciwko dziennikarzowi używa narzędzia, o którego delegalizację nasze środowisko walczy od lat. I to solidarnie jak chyba w żadnej innej sprawie.
Przypomnę, że chodzi tu o zniesławienie za pomocą „środków masowego komunikowania" – czyli m.in. prasy, radia, telewizji, ale też – Internetu. Kara jest tu drakońska - grozi za to nawet rok pozbawienia wolności! Co roku, na podstawie art. 212 k.k., polskie sądy skazują ok. 150 osób, z czego aż jedna trzecia to dziennikarze. Niektóre z tych spraw muszą się, niestety, kończyć w Strasburgu.
Od lat toczymy więc boje aby ten przepis usunąć. Redaktorzy naczelni i wydawcy kilkukrotnie spotykali się w tej sprawie z ministrem sprawiedliwości – sama też w tym uczestniczyłam. Zbyt wiele było spraw pokazujących, że przepis karny był nadużywany, choć osoby, które czują się znieważone przez media mogą skutecznie bronić swoich dóbr osobistych na gruncie prawa cywilnego (z tej ścieżki również skorzystał Kamil Durczok). I co z tego, że więzienie za zniesławienie stawia nas w jednym szeregu z republikami bananowymi? Politycy robią wszystko aby art. 212 k.k. nie wykreślać. Bo to świetny bat na media, szczególnie gdy są stają się nadmiernie dociekliwe...
Środowisko dziennikarskie ma w tych bojach o usunięcie art. 212 k.k. licznych sojuszników – m.in. Fundację Helsińską i rzecznika praw obywatelskich. Szkoda, że solidarność w tej kwestii przestaje obowiązywać między samymi dziennikarzami. Bo wiem co usłyszymy od kolejnego ministra, u którego będziemy dobijać się o rezygnację z tego fatalnego przepisu. Chcą państwo wykreślenia art. 212 k.k.? Ale przecież sami z niego korzystacie!