Jeszcze kilka tygodni temu domagali się od władz transportowych, żeby zrobiły to natychmiast, bo linie arabskie - Emirates, Qatar Airways i w mniejszym stopniu Etihad , które - ich zdaniem- żyją dzięki dotacjom swoich rządów zabierają im pasażerów. Prezesi Delty, American Airlines i United zapewniali,że inwestują ogromne pieniądze w produkt, czyli warunki w jakich wożą pasażerów i robią to za własne pieniądze. A pasażerowie coraz częściej wybierają konkurencję. Podobne zarzuty mają Air France KLM i Lufthansa wobec arabskiej konkurencji. Ale Komisja Europejska niespecjalnie spieszy się ze wsparciem rodzimych przewoźników.
Ale czy pasażerów można zmusić, żeby wybierali linie z powodów patriotycznych? Bo przecież warunki podróży na pokładach konkurujących ze sobą linii mówią same za siebie. Amerykanie każą dopłacać za bagaż, obsługa często jest obcesowa i to dotyczy także przewoźników europejskich. Amerykanie traktują podróże lotnicze jako coś zwyczajnego i nie mogą się nadziwić, że na pokładach linii arabskich są traktowani jak goście. I coraz bardziej im się to podoba. I doskonale rozumiem, że Polacy lecący dzisiaj na wschód, jeśli nie mają do wyboru lotu bezpośredniego, także wolą lecieć przez Dauhę, czy Dubaj niż przesiadać się w Paryżu, czy Frankfurcie. I Qatar Airways i Emirates tak rozwinęły siatkę, że wielogodzinne oczekiwania przestało być regułą i stało się wyborem. A programy lojalnościowe Arabów są atrakcyjniejsze, niż Miles&More, który nieustannie coś zabiera.
W sezonie zimowym, od 1 grudnia 2015 Emirates podstawią w Warszawie największy samolot z serii „777" - B777-300 ER. Taki z prywatnymi kabinkami dla pasażerów klasy pierwszej, którzy o dziwo do Warszawy i z Warszawy latają.
Dotychczas linia wykonywała swoje warszawskie połączenia z Dubaju mniejszymi Boeingami, bądź Airbusami A330-200. Ale, jak twierdzi szef przedstawicielstwa dubajskiej linii w Polsce Maciej Pyrka, popyt na podróże z Polski stale rośnie. Tą komfortową maszynę Emirates z powodzeniem będzie wywoził z Warszawy pasażerów nie tylko do Dubaju, ale i dzięki dobrym cenom znacznie dalej, zwłaszcza do Azji. Miesiąc później swoją azjatycką ekspansję zacznie LOT, który wreszcie, po latach „prohibicji" spowodowanej korzystaniem z pomocy państwa, wreszcie będzie mógł się rozwijać. LOT będzie miał jednak tę przewagę, że zawiezie do Azji bezpośrednio. Ciekawe, jaką strategię przyjmie wtedy Emirates. I czym oprócz bezpośrednich rejsów skusi LOT.
Na początku czerwca w Miami zaplanowano walne zgromadzenie IATA - międzynarodowej organizacji zrzeszającej tradycyjne linie lotnicze. Jeszcze kilka tygodni temu szykowała się tam ostra „naparzanka" , bo Amerykanie, choć dyplomatycznie, to potrafią ostro uderzyć. Europejczycy, zwłaszcza szef Lufthansy Carsten Spohr, mówi konkretnie i brutalnie, ale ani jedni ani drudzy nie dorównują szefowi Qatar Airways Ahmedowi al Bakerowi, czy prezesowi Emirates, Timowi Clarkowi, a także Jamesowi Hganowi, szefowi Etihadu najmniejszej linii z „arabskiej trójki". Al Baker nazwał swego czasu Giovanniego Bisignianiego, poprzedniego szefa IATA, „złodziejem i leserem " i nie były to w jego pojęciu obelgi.