Dziś wszystkie największe media rosyjskie, ale też ukraińskie podały informację o pozwie PGNiG przeciwko Gazpromowi. Przez lata Polska - największy po Niemczech, Włoszech i Wielkiej Brytanii klient unijny Rosjan, cicho i z pokorą płacił zawyżoną cenę rosyjskiego gazu.
Nie będąc partnerem inwestycyjnym Rosjan jak firmy niemieckie czy włoskie, polski koncern nie mógł liczyć na wiele. A do tego złe umowy podpisane przez polskich polityków wiązały ręce przy negocjacjach. Niewielkie uzyskane zniżki były wyłącznie odpryskami tego, co osiągnęli inni. Bardziej wyrazem „łaski pańskiej" niż polskich umiejętności negocjacyjnych
Teraz mamy sytuację odmienną. Śledztwo Brukseli i postawione już oficjalnie Gazpromowi zarzuty ośmieliły stojące do tego pory na słabszych pozycjach kraje, do zdecydowanych działań. Jak podało samo PGNiG, wielotygodniowe rozmowy z Rosjanami nie dały satysfakcjonujących rezultatów. Widać druga strona nie jest skłonna do ustępstw jakie robi w stosunku do Turków, Niemców czy Włochów.
Polacy idą więc do arbitrażu, bo mamy coraz więcej możliwości zakupu gazu z innych źródeł; w końcu na ukończeniu jest gazoport, a widoczny już na horyzoncie eksport amerykański też daje nadzieję na większą konkurencję w tym obszarze.
Dlatego cieszę się, ze zdecydowanej (wreszcie) postawy polskiej firmy, która wcale nie musi godzić się na dyktat drugiej strony. Cena rynkowa i korzystna dla polskich odbiorców, o której mówi prezes Mariusz Zawisza, jest jak najbardziej realna i powinna zostać osiągnięta, jeżeli tylko PGNiG nie zabraknie konsekwencji w raz podjętej decyzji.