Czy GUS zaniża inflację?

Pytanie zadane przez posła Krzysztofa Brejzę prezesowi GUS w sprawie metody liczenia inflacji na nowo ożywia odwieczny problem: czy publikowane przez urzędy statystyczne dane na temat wzrostu cen są wiarygodne?

Publikacja: 21.08.2019 21:00

Czy GUS zaniża inflację?

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Jak świat długi i szeroki, wszyscy uważają, że statystycy ich okłamują. Niemcy, Francuzi i Włosi twierdzą, że oszukano ich w momencie wprowadzenia euro, bo zdaniem urzędów statystycznych wzrost cen wyniósł w tym momencie tylko ok. 1 proc. (w ciągu trzech miesięcy), a oni dają sobie rękę uciąć, że wszystkie ceny się podwoiły. A Polacy uważają, że są oszukiwani obecnie, bo zdaniem GUS wzrost cen towarów i usług wyniósł w ciągu ostatnich 12 miesięcy tylko 2,9 proc., wzrost cen budownictwa 3,7 proc., a ceny towarów przemysłowych – zamiast wzrastać – spadały.

Czytaj także: Opozycja podejrzewa GUS o zaniżanie inflacji

Skąd podejrzenia, że urzędy statystyczne naginają dane do oczekiwań polityków? No cóż, są państwowe i zazwyczaj zależne od rządów. A dobrym rządom powinno zależeć na tym, by ludzi nie denerwować złymi wskaźnikami – np. wysoką inflacją lub deficytem budżetowym (mistrzem poprawiania rzeczywistości był pod tym względem grecki urząd statystyczny). Nie mówiąc już o tym, że im niżej oszacowany wskaźnik wzrostu cen – tym wyższe jest pokazywane przez statystykę tempo wzrostu PKB.

To prawda, że metodą pomiaru inflacji da się manipulować. W skrócie polega ona na tym, że do tysięcy sklepów wysyła się ankieterów, którzy sprawdzają, ile wynoszą ceny wybranych produktów. Potem przyjmuje się, że średni wzrost cen w grupach dóbr był taki sam jak w przypadku produktów, których ceny badano. A potem wylicza się inflację jako średnią ważoną uzyskanego wzrostu w grupach dóbr, używając jako wag średniego udziału wydatków na daną grupę w przeciętnym gospodarstwie domowym.

Najłatwiej dokonać lekkiego oszustwa przy wyborze produktów do badania (w czasach komunistycznych znany był przykład wieloletniego zerowego wzrostu cen kawy – bo do badania brano ceny kawy określonej marki, której w sklepach już dawno nie było, natomiast nie badano wzrostu cen kawy, którą można było kupić – oczywiście do czasu, kiedy jeszcze w ogóle w sklepach była kawa). Druga metoda nagięcia wyniku to zmiana wag, w taki sposób by udział dóbr, które drożeją szybciej – zmniejszyć. No i zawsze jeszcze jest metoda trzecia, bezpośrednia – dyskretne podrasowanie danych.

Od razu powiem: nie podejrzewam GUS o oszustwa, choć lekkiego majstrowania przy wagach nie da się nigdy wykluczyć. Do tego, żeby odczucia ludzi rozmijały się z publikowanymi danymi, nie trzeba żadnych oszustw. Dawno już stwierdzono, że zauważamy wyraźniej to, co nas boli – a więc odnotowujemy silny wzrost cen niektórych towarów (pietruszka!), a nie zwracamy uwagi na te ceny, które się nie zmieniły albo spadły. W kraju, w którym ceny ziemniaków wzrosły ponaddwukrotnie, ludziom nie chce się wierzyć, że przeciętny wzrost cen żywności to tylko 7 proc. (bo np. mleko i tłuszcze nie zdrożały wcale).

A jednak tak właśnie działa statystyka cen, która nie oddaje dobrze odczuć ludzi. Bo jak powiedział XIX-wieczny brytyjski premier Benjamin Disraeli, są trzy rodzaje kłamstw: „kłamstwa, ohydne kłamstwa i statystyka".

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację