Niemal dwa miesiące temu pisałem, że w zakresie polityki gospodarczej obaj główni kandydaci w wyborach prezydenckich nie tyle zgłaszają konkretne rozwiązania, co raczej składają ogólną, ideową deklarację. Bronisław Komorowski chciał zmobilizować tę część Polaków, którzy uważają, że 25 lat transformacji i integracji europejskiej było wielkim sukcesem naszego kraju. Z kolei Andrzej Duda zabiegał o głosy wszystkich tych, którzy z całości lub części zmian nie są zadowoleni, widząc więcej stron ciemnych od jasnych – a nawet jeśli nie chcą zawrócić czasu, to przynajmniej domagają się gruntownych korekt dotychczasowych kierunków rozwoju kraju. Od takiego właśnie plebiscytu miały zależeć wyniki wyborów.
Niepotrzebnie zapuszczałem się na pole, na którym nie mam kompetencji. Jestem ekonomistą, a nie socjologiem – więc nie przewidziałem, że znaczna część społeczeństwa zachowa się inaczej i nie wybierze żadnej z tych ideowych opcji (na moje usprawiedliwienie nie przewidzieli tego i socjologowie).
Chodzi o ludzi młodych, których dyskusja o sukcesie lub porażce transformacji gospodarczej nic a nic nie obchodzi. Są sfrustrowani sytuacją w kraju, bezrobociem i niskimi płacami (argument o ile te płace wzrosły przez dwie dekady, nie ma dla nich znaczenia). A w znacznym stopniu są zapewne sfrustrowani i tym, że w ich mniemaniu wszystkie co lepsze stanowiska w polityce i gospodarce zajmuje wygodnie żyjąca stara generacja, im każąc harować na śmieciowych umowach.
Stąd właśnie generacyjny bunt, który najpierw kazał młodym ludziom zagłosować na Pawła Kukiza, a potem większości poprzeć Andrzeja Dudę – bo zapewne to właśnie Bronisław Komorowski jawił im się jako doskonały przykład owych „starych", którzy okupują co lepsze posady.
Tego typu zjawisko występować może wtedy, kiedy w którymś momencie zamiast ciągłej, naturalnej zmiany na stanowiskach prezesów, dyrektorów i ministrów mamy do czynienia z jednorazową, powszechną wymianą. Tak właśnie się stało w Europie Zachodniej po wojnie i wyzwoleniu. I nic dziwnego, że w drugiej połowie lat 60. wśród młodzieży narastała frustracja, a w roku 1968 doszło do otwartego generacyjnego buntu. Bo młodzieży nie interesowały już wojenne i powojenne zasługi de Gaulle'a czy Erhardta. Chcieli zmiany systemu, który uważali za skostniały i opanowany przez „starych".