Dziś rosyjski urząd statystyczny Rosstat podał dane o gospodarce za II kwartał i pierwsze półrocze. Za sześć miesięcy PKB stracił 3,5 proc., ale co powinno niepokoić, spadek przyśpiesza - w II kwartale było to 4,6 proc.
Kreml uspokaja obywateli, że nic się takiego nie dzieje. Minister gospodarki zapewnia, że takie były prognozy dla gospodarki, a spadek PKB jest „kontrolowany". I dodaje, że już pod koniec roku zacznie się wzrost, choć zachodni eksperci podkreślają, że i przyszły rok będzie na minusie, a w najlepszym razie na zerze.
Pewnie w każdym kraju politycy reagowaliby podobnie jak w Rosji i starali się przekonać rodaków, że drożyzna, słaby narodowy pieniądz, wysokie oprocentowanie kredytów, nieustające podwyżki i ucieczka inwestorów to zjawiska pod kontrolą rządzących.
Specyfika Rosji polega na tym, że tam gospodarka jest rzeczywiście pod kontrolą, bowiem w rękach Kremla znajduje się ok. połowy majątku i firm kraju. Władza kontroluje m.in. trzy największe banki; największy koncern gazowy (Gazprom) i paliwowy (Rosneft); sieci energetyczne; przesył ropy (Transneft) i produkcję prądu (Inter RAO); elektrownie atomowe (Rosatom) i wiele innych branż. Kontroluje też biznes prywatny, pozwalając mu zarabiać dopóki nie podskakuje i nie trzyma z daleka od polityki.
Kontrola przedsiębiorstw oznacza narzucanie decyzji politycznych, nie mających nic wspólnego z wolnym rynkiem jak np. gazociąg Turecki Potok, który musi budować (i finansować) Gazprom. Czy też embargo na zachodnią żywność, które spowodowało bankructwa setek firm żyjących z importu, tragedie tysięcy drobnych przedsiębiorców i skokowy wzrost cen, który przyczynił się do licznych zawałów i wzrostu popytu na tani samogon.