Jedna z tzw. obiegowych prawd mówi wszakże, iż na nieruchomościach stracić nie można. Nie do końca jest to zgodne z rzeczywistością, co pokazały zwłaszcza lata 2008 i 2009, ale generalnie faktycznie można na nich zarobić. Nawet gdy apartamenty sprzedawane po niebotycznych cenach, przekraczających poziom 20 tys. zł za metr kwadratowy, lądują na rynku wtórnym, to często stawki za nie są jeszcze wyższe.
Jednak większość inwestorów na tym roku preferuje segment ekonomiczny, choć na mieszkaniach daleko od centrum i z kiepską infrastrukturą można zarobić mniej. Rynek najmu w dużych miastach szybko się rozkręca. W Warszawie zamieszczenie ogłoszenia o mieszkaniu do wynajęcia oznacza w zasadzie zablokowanie telefonu – tylu chętnych dzwoni, i to przez wiele dni.
To także potwierdzenie tezy, iż aglomeracje wciąż są magnesem nie tylko dla bezpośrednio przylegających do nich powiatów, ale też ściągają ludzi ze znacznie większych odległości. To zarówno studenci, jak i pracownicy decydujący się na wyjazd do miasta z niższym bezrobociem, wyższymi wynagrodzeniami i oczywiście znacznie większą podażą ofert.
Dlatego raczej nie należy się spodziewać, iż to źródło kadr gwałtownie wyschnie. Dlatego właściciele lokali na wynajem powinni być raczej spokojni.