Król Słońce rządzi się swoimi prawami

Nie ma chyba bardziej ponurego Mikołaja niż taki, który przynosi tandetne, zepsute albo wybrakowane prezenty.

Publikacja: 10.01.2016 20:00

Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski

Foto: materiały prasowe

Niestety, w takiego właśnie postanowiło się zabawić szefostwo NFZ, podejmując decyzję na rzecz... niższej jakości usług i większego ryzyka dla pacjenta.

NFZ nie miał ostatnio dobrej prasy i, szczerze mówiąc, nie jest to chyba tylko wina prasy, bo fakty mówią za siebie. Kiedy w czerwcu odchodziła zastępczyni prezesa ds. finansowych, przekonywano, że to odosobniony wypadek. Okazało się to nieprawdą, bo 23 grudnia podzielona Rada NFZ „odniosła się" do rezygnacji innego ważnego urzędnika – wiceprezesa ds. medycznych. Jak „odnosi się" Rada i co z tego wynika? Z licznych doniesień prasowych o tym, że NFZ zarządzany jest przez jedną osobę – prezesa – można wnioskować, że wzorem Króla Słońce to on podejmuje decyzje o tym, do czego i jak „odnosi się" Rada, stwierdzając krótko: „NFZ to ja".

Wróćmy jednak do tej, jak się okazuje, bogatej w wydarzenia wigilii Wigilii Bożego Narodzenia. W tym właśnie dniu, kiedy ostatni ufni w system ochrony zdrowia pacjenci zajęci byli ubieraniem choinek, pakowaniem prezentów albo lepieniem pierogów, NFZ zaproponował zmianę kryteriów oceny ofert placówek medycznych – tych, które mają zawierać kontrakty z królestwem Króla Słońce. Wedle propozycji ma zostać miedzy innymi wykreślona dodatkowa punktacja za spełnianie norm ISO, czyli choćby Certyfikatu ISO 9001 Systemu Zarządzania Jakością, Certyfikatu ISO 14001 Systemu Zarządzania Środowiskowego czy Certyfikatu ISO 27001 Systemu Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji.

Co te symbole (a raczej ich brak) oznaczają dla pacjentów? Zarządzanie jakością to nic innego jak fakt, że w danej placówce każdy zna swoje zadania i obowiązki oraz wie, co ma robić. Nikt w niej nie zgaduje i nie zdaje się na doświadczenie. To jest jasno określone. Weźmy choćby zarządzanie bezpieczeństwem informacji. Czy szefostwu NFZ zależy na tym, by chronić dane pacjentów, czy też na tym, aby znajdować je na śmietniku – może obok odpadów medycznych, których niecertyfikowane szpitale nieraz pozbywają się w sposób niekontrolowany? Skoro bowiem zarządzanie środowiskowe to zbędna błahostka...

Wszystkie te certyfikaty – najbardziej uznany na świecie, najbardziej powszechny i najlepiej funkcjonujący standard normalizacyjny – okazują się w królestwie Króla Słońce nieważne. Mamy więc misia na miarę naszych własnych potrzeb. Wystarczy mu nasze krajowe Centrum Monitorowania Jakości podległe Ministerstwu Zdrowia. To nic, że powszechnie wiadomo o jego niedostatkach kadrowych. To nic, że ma również ograniczone możliwości techniczne co do certyfikacji wszystkich chętnych podmiotów. OK! Dlaczego jednak jego analizy nie mogą być choćby wspierane przez wspomniany system ISO, w który inni wpompowali lata pracy i ogromne pieniądze?

Co z tymi, którzy wykonali ogromną pracę, ponieśli wielkie nakłady, by dostosować się do norm ISO, a teraz okazuje się, że robili to kompletnie niepotrzebnie, bo nagle zmieniły się warunki? Pozostają im satysfakcja moralna, a także certyfikat, który mogą powiesić na ścianie z pełną świadomością tego, że nagle zaczął on mieć dla publicznego zleceniodawcy wartość tapety, do której został przybity.

Nie tylko w tej sprawie Mikołaj się nie wysilił. Inne zabawki też ma wybrakowane. Weźmy na przykład obowiązek prowadzenia badania satysfakcji pacjenta. Wydaje się on jak najbardziej zasadny i testowany jest już w wielu placówkach zdrowotnych. Co jednak z tego, skoro brakuje takiego rozwiązania, które mogłoby pozwolić na rzetelne porównanie różnych placówek? Jednym z warunków, by standard był standardem, jest jego uniwersalność! Tu zamiast standardu grozi nam zaś publicystyka. Nie jestem przekonany, czy akurat tego pragną pacjenci. To trochę tak, jakby Mikołaj darował im lalkę bez nogi albo zdalnie sterowany samochód bez pilota.

Warto na koniec przypomnieć ministrowi zdrowia, że niejeden z jego poprzedników gorzko płakał, spłacając rachunki wystawiane przez samowładnych szefów NFZ. Może więc czas pokazać, że ktoś jest ponad Królem Słońce i feralnym Świętym Mikołajem?

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem