"Rzeczpospolita": - Podejrzewam, że kiedy najwięksi polscy przedsiębiorcy mediowi stawiali swoje pierwsze kroki w biznesie, żaden nie spodziewał się, dokąd dotrze. Założyciele TVN sprzedawali chipsy Lilly, a właściciel Polsatu handlował samochodami i odzieżą. Pan, zaczynając w 1991 roku w branży farmaceutycznej spodziewał się, że trafi do mediów?
Grzegorz Hajdarowicz: Nie spodziewałem się. W 1991 roku wiedziałem, ze coś muszę ze sobą zrobić. Czułem, że jeżeli pójdę drogą polityki, a byłem wtedy jednym z najmłodszych radnych w Polsce, to ona mnie skrępuje i nie będę się mógł dalej rozwijać. Wiedziałem, że powinienem spróbować zostać przedsiębiorcą i wierzyłem, że posiadane wtedy 6 tys. dolarów, zarobionych w Nowym Jorku pozwoli mi wejść do świata biznesu. Dziś myślę, że miałem wtedy bardzo dużo odwagi. Ale nie byłem jedyną taką osobą – w Polsce był wtedy dobry klimat do robienia biznesu: klimat wolności politycznej i gospodarczej. Bez tych dwóch elementów niemożliwe jest, by gospodarka się rozwijała. Powiedziałbym nawet, że wolność gospodarcza, czyli swoboda działania, podejmowania decyzji i pewność co do systemu prawa, jest ważniejsza od wolności politycznej.
Na ile późniejsze decyzje były skutkiem przemyślanych decyzji, a na ile – nadarzających się na ówczesnym, zupełnie innym niż dzisiejszy rynku - rozmaitych biznesowych okazji?
Żeby być skutecznym przedsiębiorcą, trzeba uciekać od sztampy, trzeba dokonywać wielu zmian na swojej gospodarczej ścieżce. Są oczywiście przykłady firm, które przez lata rozwijały jeden typ produktu i doszły do świetnych rezultatów. Ale jeśli popatrzymy na ludzi, którzy naprawdę osiągnęli duży sukces, zazwyczaj poruszali się po gospodarczej scenie, jak konik szachowy, dokonując po drodze wielu zmian. Też zawsze szukałem nowych pomysłów, nieustannie sprawdzając, co opłaca się na rynku przejąć i zrestrukturyzować i jaki nowy produkt stworzyć.
I co się z perspektywy najbardziej opłaciło?